piątek, 31 stycznia 2014

Rozdział 114


Mogłaby mówić dalej czego jeszcze żałuję, ale nie mogłam. Poczułam jakby coś ściskało moje gardło...nie mogłam wydusić z siebie słowa. Nagle zobaczyłam, że Harry idzie w moim kierunku, przytuliłam się do niego i czułam jakbym trzymała w rękach cały swój świat...świat, którego nie mogę stracić.
-Kocham cię, Harry. Na prawdę cię kocham-szepnęłam
-Jaki mamy plan?-zapytał nieoczekiwanie Matt
-Chris ma swoją firmę...wszyscy z GS tam pracują. Nigdzie nie rusza się bez szofera. Ktoś z nas, kogo nie zna zaatakuje jego kierowce i gdyby Stoner chciał uciec...upadnie jeszcze głębiej-powiedział Brian
-Ja to zrobię-odezwała się Lena
-Nie!-byłam pewna, że Kevin się na to nie zgodzi i miałam racje...nie zgodził się
-Kev daj spokój
-To jest zbyt niebezpieczne
-Ja to zrobię-powtórzyła nie przejmując się Kevinem
Zastanawiało mnie co się stanie gdy coś pójdzie nie tak jak powinno. Co jeśli Lena nie da rady wykonać zadania, albo Chris nigdzie nie będzie chciał się ruszyć? Co jeśli on skądś ją zna?
-Lily poudajesz jakaś szychę, pójdziesz na spotkanie z Chris'em i podłożach podsłuch-kontynuował Miller
Widziałam strach w oczach dziewczyny, ale ta od razu się zgodziła, nie pokazując jak bardzo się boi. Chciałabym być taka jak oni wszyscy. Nie wiedzieć co to strach, nigdy się nie bać i przed niczym się nie cofać.
-Simon i Matt będą robili za ochroniarzy. Odłączycie kamery w całym budynku-powiedział Louis kierując wzrok na chłopaków niedaleko mnie.
Spojrzałam na ich twarze. Zero złości, strachu, zaskoczenia. Zupełnie jakby od dawna wiedzieli jaką będą pełnić rolę.
-Lucas i Josh wy obezwładnicie gości przy drzwiach numer 438. W 99 procentach tam znajduje się Phoebe
-Skąd to wiesz?-zapytałam
-Technologia brnie do przodu-Brian uśmiechnął się do mnie, ale ja nie byłam taka rada.
Tego co miałam wtedy w sercu nie opisze żadne słowo, które znam. Czułam się totalnie pusta w środku, zupełnie jak czarna dziura, studnia bez dna. Idziemy na wojnę...idziemy na wojnę.
-Co z resztą?-zapytałam Annabeth
-Otoczymy cały budynek. Harry, Zoe, ja i Sam będziemy w podziemnym parkingu. Liam, Louis, James i ty będziecie kręcić się niedaleko biurowca. Jennifer ty zajmiesz się komputerami. Musisz wkraść się do nich, włączyć alarm i zatrzasnąć drzwi we wszystkich pomieszczeniach w których są członkowie GS, rozumiesz? Zostaniesz w samochodzie i stamtąd podłączysz się do ich zabezpieczeń.
Dziewczyna pokiwała głową. Ona ma najważniejsze zadanie. Jeśli o czymś zapomni, nie zamknie jakiś drzwi, cały plan szlak trafi. Jen jest bardzo mądra, więc nie mamy powodu by się bardzo martwić.
-Informujcie jeśli wykonacie zadanie-powiedział Harry-Niall i Peter...będziecie osłaniać nas z góry.
Kiedy oni to wszystko wymyślili? Plan był tak dopracowany, że jestem pewna, że nic nie zawiedzie. Wszystko dopięte na ostatni guzik, jednak jeśli któreś z nas zawiedzie, wszystko runie jak niestabilny domek z kart...i właśnie tego się bałam.


~*~

-Musisz z nią o tym porozmawiać-usłyszałam głos Niall'a który rozmawiał z Harry'm gdy wchodziłam do kuchni-Możesz już nie mieć okazji.
Na te słowa stanęłam jak wryta. Obaj spojrzeli na mnie. W oczach Harry'ego widziałam ból a w Niall'a-troskę.
-Z kim musisz porozmawiać?-zapytała
-Z tobą-szepnął jakby bał się, że ktoś niewłaściwy to usłyszy.-Za chwilę musimy jechać-wytłumaczyłam
-Zoe to bardzo ważne
Skinęłam głową na znak, że rozumiem jego słowa. Podszedł do mnie, chwycił mnie za rękę i po schodach weszliśmy do sypialni. Nie widziałam o czym chce ze mną rozmawiać. Może o tym co ja do niego czuje. Może nie chce bym jechała...nie wiem. Zobaczyłam jak podchodzi do mnie i przytula mnie tak jak nie robił tego już bardzo dawno. Podniósł mnie lekko a ja owinęłam nogi wokół jego tali. Usiadł na fotelu i przez chwilę milczał patrząc mi w oczy. Widziałam jak dwa wiecznie zielone i roześmiane kamyczki stają się lśniące od łez. Lubiłam z nim tak siedzieć, zawsze mógł mnie wtedy pocałować czy objąć, ale nienawidziłam patrzeć jak cierpi.
-Zoe kocham cię-szepnął-i pamiętaj, że nie ważne co się stanie w Londynie, zawsze będę cię kochał...zawsze. Nieważne jak potoczy się akcja ja ZAWSZE będę przy tobie.
Oparł głowę o moje ramię, nie będąc w stanie mówić dalej. Czułam jak pęka mi serce gdy jego łzy spłynęły na mój dekolt. Wypuścił głośno powietrze i znów zbił we mnie swój wzrok. Pociągnął nosem, otarł ręką twarz i mówił dalej
-Nie możesz zwątpić, że nie ma mnie obok ciebie. Czujesz?-zapytał kładąc moją rękę na jego klatkę.
-Twoje serce-szepnęłam ze łzami w oczach
-Tak Zoe, moje serce, bijące tylko dla ciebie i Phoebe. Kiedyś było jak głaz, twarda skała odporna na uczucia, ale gdy cię poznałem to wszystko się zmieniło. Moje serce zaczęło bić, bo w końcu miało dla kogo. Nigdy nie kochałem nikogo równie mocno jak ciebie i już nigdy nikogo tak nie pokocham.
-Harry czy ty się ze mną żegnasz?-powiedziałam ledwie słyszalnym głosem
Patrzył na mnie a ja znałam odpowiedzi. Gdy wszystko do mnie dotarło przytuliłam go i zalałam się łzami, on też płakał.
-Kochanie nie płacz-szepnął
-Jak mam nie płakać? Nie wiem czy po jutrzejszym dniu będę mogła jeszcze pocałować twoje usta. Zobaczyć blask twoich oczu. Poczuć zapach perfum na twoim ciele.
-Ale teraz tutaj jestem. Nasz plan jest dobry. Musimy wierzyć, że się uda-wydusił z siebie lekki uśmiech, ale wiedziałam,  że nie jest szczery
-Kocham cię, Harry. Tak potwornie cię kocham.







------------------------------------------------------------------------------------------------------------
No i jest...114 rozdział. Podoba się Wam? Dacie radę dobić do 80 komentarzy? Może przy epilogu będzie z 90 (jedno z moich marzeń dotyczących bloga). Przeczytałam wczoraj komentarz Margaret S. i...dziewczyno doprowadziłaś mnie do łez, ale tych pozytywnych. Uświadomiłam sobie, że to co wypełniało moje życie od maja, niedługo się skończy :C Mam jeszcze Oblivion, ale mam inne uczucia gdy o nim myślę. Do IJAS strasznie się przywiązałam i nie mogę uwierzyć, że wkrótce nie będę już tutaj wchodzić z zamiarem napisania czegoś nowego, chociaż bardzo chciałabym zmienić bieg tego wszystkiego i pisać dalej, ale wiem, że się nie da...Jutro minie dokładnie 9 miesięcy od opublikowania mojego pierwszego rozdziału tutaj :') 

wtorek, 28 stycznia 2014

Rozdział 113

I co ja mam o tym wszystkim myśleć? Nie pozwolę im jechać! Już i tak bardzo mi pomogli. Lepiej, żebym to ja, jedna, zginęła, niż oni wszyscy. Wstałam i bez słowa wyszłam z salonu. Nie myślałam wtedy o tym by cokolwiek im wytłumaczyć, by przemówić im do rozsądku...nie chciałam. Pobiegłam na górę i nie wytrzymałam. Nie doszłam nawet do sypialni, upadłam na podłogę i wybuchłam niepohamowanym płaczem. Nigdy tak bardo nie cierpiałam. Nie chce by coś im się stało. Oparłam się plecami o zimną ścianę a paznokciami chciałam niemal wyryć na niej napis "Zabij cię, draniu". Co się ze mną dzieje? Oszalałam, to pewne. Nie ma już dawnej mnie. Nie wiem gdzie teraz jest. Może jest przy Julie, może wróciła do domu a może została w Miami...nie wiem. Wiem tylko jedno: tu jej nie ma. Zamknęłam oczy i wsłuchiwałam się w tą błogą ciszę. Chris zabrał mi wszystko...męża, córkę, życie. Nagle poczułam jak ktoś siada obok mnie, poczułam to ciepło bijące od jego ciała, nie musiałam otwierać oczu, wiedziałam, że to on.
-Chcę skończyć to wszystko-szepnęłam ledwie słyszalnym, nawet dla siebie, głosem.
Harry nie powiedział ani słowa. Objął mnie ramieniem i złożył jeden jedyny pocałunek na moim policzku. Wyczułam końcówki jego kręconych włosów, zapach jego perfum. Było tak jak kilka lat temu z jedną różnicą: oboje nie byliśmy tacy jak wtedy.
-Kochasz mnie?-zapytał a ja otworzyłam oczy
Wiem, że go kocham a bynajmniej tak mi się wydaje. Właściwie to już nie wiem co czuję. Wszechogarniająca mnie samotność...to na pewno. Ale co czuję do niego? Kocham go nad życie, tylko co z tego, skoro moje życie traci sens? Czy to co mówiłam na plaży w Callela było prawdą? Czy będę z nim na dobre i na złe? Czy będę go kochać aż śmierć nas nie rozłączy? Przecież kiedyś przysięgałam mu, że nawet śmierć nie zniszczy naszej miłości! To za wiele jak dla mnie. Schowałam twarz w ręce i znów zaczęłam płakać.
-Nie płacz-szepnął błagalnym tonem
-Harry jak mam nie płakać? Moje życie to jedna wielka kupa gruzu. Nie mam już nic a teraz wy chcecie iść na bój i zginąć. Tak wiele już straciłam...nie chcę ponownie stracić ciebie
-Nie stracisz
-Nie obiecuj rzeczy na które nie masz wpływu
-Popatrz na mnie-szepnął
Powoli skierowałam wzrok w jego oczy, które zamieniły się w dwa szklany kamyczki.
-Zawsze będę z tobą...tutaj-powiedział kładąc mi rękę na sercu-nie ważne co się stanie. Będę przy tobie..na zawsze.
-Ty mnie kochasz, prawda?
-Tak i wiem, że ty mnie nie.
-Harry, ale...
-Spokojnie. Ja chciałbym tylko wiedzieć czy te "Kocham Cię" które kiedyś mi mówiłaś były szczere?
Pokiwałam głową, bo nie byłam w stanie wydusić z siebie tego głupiego "tak". Wszystko to było szczere...zawsze. Czemu teraz....czemu teraz nie umiem tego powtórzyć? Czemu nie wiem co siedzi w moim sercu? Czemu? Do jasnej cholery, czemu?!!  Wiem, że ludzi się zmieniają, ale nigdy nie sądziłam, że to dopadnie mnie...i to w tak drastyczny sposób.
-Powiedz mi jeszcze tylko, czy kiedykolwiek mnie jeszcze pokochasz? Co teraz do mnie czujesz?
To było jak ostrze w sam środek serca.
-Harry ja...ja cię kocham-powiedziałam drżącym głosem, pełnym bólu i smutku
Brzmiało to niemal jak błaganie by mi uwierzył. Uśmiechnął się lekko do mnie w\i pocałował mnie w nos. Nie wierzy. Czułam drżenia mojej dolnej wargi, czułam jakbym zapomniała o wszystkim co było kiedyś. O wszystkich uczuciach, ludziach i zdarzeniach. Liczył się tylko ten moment.
-Mam nadzieję, że kiedyś w to uwierzysz-szepnęłam i wstałam z podłogi.
Nie oglądając się za siebie poszłam do łazienki. Z szafki za luster wyciągnęłam pudełko z niestarannym napisem "Na doła", to o wiele lepsze niż żyletki. Wysypałam na rękę dwie, może trzy tabletki i połknęłam je popijając wodą. Od razu zrobiło mi się lepiej. Nie wiem jak bym funkcjonowała bez tego. Wyszłam z pomieszczania a pod drzwiami zobaczyłam Lucas'a.
-Rozmawiałem z Harry'm
Szczerze? Nie mam o nim zdania. Nigdy nie rozmawiałam z nim na osobności.
-Zoe on jeśli silny, ale nie zniesie braku miłości od ciebie. Nie możesz przejmować się walką. Zajmij się nim.
-"Nie możesz przejmować się walką"?! Wiesz kogo oni porwali? Moją córkę! Nie masz prawa wypowiadać się na ten temat, bo gówno wiesz!-krzyknęłam tak głośno na ile pozwalały mi płuca.
-Gówno wiesz, powiadasz? Tamci dranie zabili wszystkich na których mi zależało...wszystkich. Żonę, dziecko, przyjaciela, brata, rodziców. Więc nie mów, że gówno wiem, bo nie tylko ty tu cierpiałaś! Nie rób z siebie takiej ofiary losu, bo ty masz masz Harry'ego...masz nas a my kogo mamy? Wymień choć jedną osobę z tego domu, oprócz Harry'ego, Niall'a i Jeniffer którzy mają do czego a raczej kogo wracać. Wszyscy kogoś straciliśmy i to ty nie masz prawa mówić co mamy robić.  Pojedziemy tam czy ci się to podoba czy nie.
W jego oczach dostrzegłam łzy i wściekłość. Widziałam jak jego szczęka się zaciska. Z pewnością nie skończył tego co miał do powiedzenia, ale nie chciał mówić dalej. Po raz pierwszy dostałam od kogoś tak potwornego kopa. Tylko on odważył się powiedzieć mi co go wkurwia.
-Masz rację...nie mam prawa.
Spuściłam głowę i odeszłam. Słowa Lucas'a dały mi do myślenia. Powolny krokiem zeszłam na dół. Wszyscy nadal tam byli. Stanęłam i patrzyłam na ich twarze...twarze pozbawiona jakiegokolwiek szczęścia. "Wymień choć jedną osobę z tego domu, oprócz Harry'ego, Niall'a i Jeniffer którzy mają do czego a raczej kogo wracać" Zoe wymień choć jedną osobę. Głowa pękała mi od nadmiaru myli. Nie wrócimy już w takim składzie. Po raz ostatni widzimy się wszyscy razem.
-Przepraszam-powiedziałam i wszystkie pary oczy od razu pokierowały się na mnie-Przepraszam was, że byłam taką zimną suką. Przepraszam, że sama nie wiem co czuje-spojrzałam na Harry'ego-Przepraszam, za to co powiedziała. Przepraszam za wszystko.
Z moich oczu polały się łzy. Nikt się nie odezwał. Otwarłam mokre policzki i mówiłam dalej
-Nie chce żebyście mieli mnie za kogoś kto uważa sobie za najważniejszą osobę, bo tak nie jest. Nie chciałam byście jechali nie dlatego, że uważam, że jest to moja wojna tylko dlatego, że się o was cholernie boję. Jesteście moją rodziną...nie chcę was stracić. Przepraszam, tam bardzo was przepraszam.





--------------------------------------------------------------------------------------------------------
Przyznam, że sama płakałam pisząc ten rozdział. Jestem chora i siedzę w domu już drugi tydzień i oglądam te wszystkie dramaty a potem powstaje to...ale myślę, że fajnie wyszło. Zaskoczyliście mnie ostatnio komentarzami <3333    71 komentarzy...dziękuję.

Niech każdy kto przeczyta ten rozdział zostawi komentarz...nawet te najgorsze lenie (wasz też kocham)
Postarajcie się....tak na koniec


czwartek, 23 stycznia 2014

Rozdział 112


Byłam wściekła i zrozpaczona jednocześnie. Chris posunął się za daleko. Dręczyło mnie tylko jedno pytanie: Dlaczego Harry się tak zachował? Pobiegłam do sypialni, z szuflady wyciągnęłam broń i wsadziłam ją za pasek spodni. Nagle usłyszałam Harry'ego wchodzącego do pokoju
-Co ty robisz? -zapytał
-Porwanie Phoebe to szczyt wszystkiego. Nie wybaczę mu, zabije go!-wrzasnęłam i popłakałam się upadając na kolana.
Ukochany podszedł do mnie i przytulił mnie. Czemu jego zachowanie się tak zmienia? Przed chwilą był w stanie zabić a teraz zamienił się w opiekuńczego męża.
-Nie dam mu jej skrzywdzić-powiedział całując mnie w czoło
-Zadzwoń do reszty. To jest wojna-powiedziałam
Harry chwycił za telefon i wystukał numer do Liam'a. Powiedział o wszystkim co się stało i by zadzwonił do reszty. Mają tu jak najszybciej przyjechać. Zeszliśmy do salonu gdzie siedzieli wszyscy domownicy.
-Co robimy?-zapytał Josh

-Jeszcze dzisiaj przyjadą pozostali-powiedziałam
-Musimy dowiedzieć się jak nas znaleźli, musimy dowiedzieć się czy wiedzą, że Zu żyje a co najważniejsze, gdzie są-zaczął Harry
-A więc jest tak jak myślałam...wojna właśnie się zaczęła-powiedziała Lena.
Jest odważna, ale nawet ona teraz się boi. Wszyscy się boimy. Co mamy teraz robić? Nie możemy sami jechać, nie możemy jednak bezczynnie czekać. Nagle odezwał się telefon Harry'ego. Byłam pewna, że to Louis bądź Niall, niestety był to ten skurwysyn.
-Gdzie jest Phoebe?!-krzyknął Harry-Gdzie jest kurwa moja córka?!... Nie waż się jej tknąć! Nie! Phoebe!-krzyczał 
Ręce zaczęły mi się trząść, nie wiedziałam co Stoner powiedział Harry'emu. Zakryłam uszy i wybuchłam płaczem. Poczułam jak Josh przytula mnie do siebie. Co jeśli zabiją moją córkę? Co jeśli zabiją ją i mojego męża? Wtedy moja życie legnie w gruzach a ja będę umierać z dnia na dzień. Mogliśmy wyjechać gdzieś daleko, przecież by nas nie znaleźli.
-Zoe?-usłyszałam głos Harry'ego.
Spojrzałam na niego. Miał czerwone i mokre od łez oczy-jadą z Phoebe do Londynu. Mamy dwa dni żeby tam przyjechać inaczej ją...
Nie chciałam tego słyszeć. Wstałam i rzuciłam się w ramiona Harry'ego i zaczęłam płakać jeszcze bardziej, on również. Lena była załamana, Kevin nie mógł jej uspokoić a Josh? Josh nie wierzy w to co się dzieje. Nie okazywał uczyć. Po prostu nie wierzył.
-Nie damy im jej-szepnął Harry-będziemy walczyć do ostatniej kropli krwi...dla niej.
-Dlaczego tak wybuchłeś?
-Ta melodia leciała w radiu gdy wszedłem do pokoju gdzie leżeli moi zabici rodzice.
Teraz muszę mu wybaczyć. Przeszłość jeszcze nie została wymazana z jego głowy. Pamięta nawet melodie, którą słyszał kilkanaście lat temu. Wplatałam dłonie w jego włosy. Nie wiem co wtedy czułam. Nie da się opisać uczucia, które towarzyszy porwaniu córki. Wściekłości, rozpacz...nie, to nawet nie to.

~*~

Siedzieliśmy w salonie już od 8 godzin. Byliśmy zmęczeni, ale żadne z nas nie mogło zasnąć. Mieliśmy podkrążone oczy i cały czas baliśmy się o życie mojej córki. Nagle do domu wpadł Liam, Louis, James, Peter i Annabeth.
-Gdzie jest Phoebe?! Co się stało?!-zaczął Lou
-GS...byli tutaj...porwali ją-powiedziałam
-Kurwa. Kiedy będą pozostali?
-Są niedaleko.
Właśnie wtedy pod domem zobaczyliśmy całą resztę. Wszyscy weszli do domu, wiedzieli mniej więcej co się stało. Wytłumaczyliśmy im dokładnie co zrobił Chris i jego ludzie.
-James? Będziesz walczył przeciwko bratu?-zapytał Matt
-Czasem trzeba wybierać. Ja wybrałem Annabeth
-Co robimy?-odezwała się Lily
-Gdzie oni są?-usłyszałam głos Sarah'y
-Są w Londynie. Musimy utworzyć grupy. Na pewno nie siedzą razem w siedzibie. Zaatakujemy ich...Chris'a zostawimy na koniec-wytłumaczył Harry
-Jak oni mogli ją porwać?- nie mogła pojąć Erica
-Mszczą się. Chcieli dorwać Harry'ego i Zoe...Phoebe tylko im w tym pomoże. Zastanawia mnie tylko jedno: Jak oni was znaleźli? -powiedział Lucas
-Może namierzyli moją komórkę-wytłumaczył Hazz
Wszyscy zamilkli, w mojej głowie był mętlik. W co ja się wpakowałam? Mogłam żyć normalnie, skończyć studia, mieć dobrą pracę...a tymczasem nie mam żadnego wykształcenia, w wieku 18-stu lat wyszłam za mąż i zaszłam w ciążę a teraz wszyscy na których mi zależy mogą zginąć. Phoebe, Harry, Josh, Louis i reszta, narażają życie bym ja była bezpieczna. Nie chce tego. Nie chce mieć na sumieniu czyjegoś życia!
-Sama pojadę do Londynu-odezwałam się nagle
-Co?!-powiedzieli niemal jednocześnie Harry i Josh a pozostali wbili we mnie wzrok
-To o mnie im chodzi. To mnie chcą zabić. Nawet Harry tu w niczym nie zawinił, to ja uciekłam od Stoner'a. Zbyt wiele osób już zginęło...ja będę ostatnia. Nikt już nie umrze.
-Zoe oszalałaś-szepnął Hazz
-Być może a wiecie czemu? Bo to wszystko mnie zmieniło. Ciągły strach. Patrzenie na śmierć przyjaciół. Widziałam oczy Drake'a gdy Dean go postrzelił. Żałuję, że gdy William mnie zranił, nie umarłam. Wszyscy bylibyście bezpieczni.
-Dziewczyno nie możesz tak mówić. Pomyśl co byłoby z Harry'm gdybyś odeszła-Simon próbował przemówić mi do rozsądku
-Ale Drake, Danielle i Julie dziś by żyły!-krzyknęłam waląc ręką w stół
Nagle Peter wstał i podszedł do mnie, podciągnął rękaw bluzy i zobaczyłam wielką bliznę po oparzeniu
-Na to nie miałaś wpływu. Tak czy inaczej to by się stało. Moja narzeczona i tak zostałaby stracona. Gdybyś umarła ani mnie, ani James'owi nie otworzyłyby się oczy. Nadal zabijalibyśmy ludzi. Nigdy nie byłoby Niepokonanych. To ty wszczęłaś rewolucje. Tak musiało być, bez ciebie Niall nie oświadczyłby się Jennifer. Kevin nigdy nie poznałby Leny... a Josh? Nadal byłby na drugim końcu świata i nie wiedział nic o tobie i Julie. To. Ty. Jesteś. Bohaterką, nie my, nie oni, ale TY. Przezwyciężyłaś tak wiele i nadal nasz siłę walczyć.





------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Połowę tego napisał wczoraj gdy siedziałam w poczekalni u lekarza. Mam nadzieję, że się wam podoba...to już 112 rozdział :C dzisiaj skończyłam film na zakończenie bloga i już niedługo go zobaczycie...myślę, że będzie więcej niż 113 rozdziałów...może 115 nie wiem. 
Powyżej 40 komentarzy i napisze naxt'a. 
Wiem, że nie chce się Wam komentować, ale to już prawie koniec...chociaż teraz niech każdy z Was coś napisze...proszę. Dla Was to chwilka, bo ile może zająć napisanie komentarza? Nawet na telefonie? Możecie komentować z anonima i nie ma kodów obrazkowych, więc piszcie :) 
Jeśli macie jakiekolwiek pytania związane z blogiem lub bezpośrednio do mnie to tutaj macie ask'a <ASK>




wtorek, 21 stycznia 2014

Rozdział 111

*4 tygodnie później*

Wszystko idzie w jak najlepszym kierunku. Harry pozwolił mi trenować, pomiędzy Kevin'em a Leną zaczyna iskrzyć, Phoebe jak to dziecko, cieszy się życiem, a Josh i Brian? Brian oświadczył się Sam a Josh nie chodzi już tak przybity.
-Chcecie pizze? Kevin zamawia-zapytała Lena gdy ja, Harry, Anderson i moja córka, siedzieliśmy w salonie
-Tak!-krzyknęła Phoebe
Spojrzałam na Hazze trzymającego w dłoni ołówek i zeszyt.
-Co robisz?-zapytałam
-Piszę piosenkę
-Zaśpiewasz?-poprosiła dziewczynka
-Nie dzisiaj
-A kiedy?
-Gdy przyjdzie na to czas
Wstałam i usiadłam obok męża, lecz ten od razu zakrył tekst. Było mi przykro, czemu nie chce mi tego pokazać? Wyszłam z pomieszczenia i poszłam do pokoju w którym stał fortepian. Od tygodnia uczę Phoebe kilku piosenek, które jeszcze pamiętam. Tak właściwie nie ruszyłabym klawiszy gdyby nie ona. Harry już nie gra tych swoich melodii, ostatni raz widziałam go przy instrumencie na prawdę dawno. Ciekawe czemu już tego nie robi? Kiedyś kochał grać.
Usiadłam na stołku i wybijałam pojedyncze nuty. Nagle przypomniałam sobie dźwięk, którego nauczył mnie mój ojciec. Stara, wolna ballada, którą grali na ślubie moich rodziców. Kombinacja była naprawdę prosta, Phoebe na pewno się spodoba. W pewnym momencie gdy grałam Harry wpadł do pokoju. Był wściekły, tylko czemu?
-Co ty robisz?!-wrzasnął
-Gram
-Nie to!
-Niby czemu?-zapytałam i odwróciłam wzrok na klawisze.
-Przestań!
Jednak ja tego nie zrobiłam i ostro tego pożałowałam. Chłopak wspiął się na instrument i butami zaczął walić w białe i czarne prostokąty. Zieleń w jego oczach zamieniła się w czerń, tak głęboką i straszną, że po kręgosłupie przeszły mnie ciarki. Przerażona odsunęłam się pod ścianę i czekałam aż jego furia minie, ale to się nie stało. Doszczętnie zniszczył coś co odrywało mnie od smutku. Zsunęłam się na podłogę i zakryłam usta dłonią. Co z nim się stało? Czemu tak zareagował? W tym momencie czułam się jak kilka lat temu, gdy go poznałam, przerażający Harry, który miał zniknąć, znów powrócił. Znów tutaj jest. Chwiejnym lecz stanowczym krokiem podszedł do mnie. Widziałam krew sącząca się z jego łydki i pięści.
-Teraz już nie będziesz grała tej durnej piosenki.-syknął
Gdyby zachowanie Harry'ego tu nie wystarczało do pokoju wpadł Josh. Rozszerzył oczy gdy zobaczył to pobojowisko i mnie zalaną łzami. Bóg jedyny wie co teraz zaprząta jego głowę
-Co się tutaj kurwa stało?!-krzyknął
-Wyjdź -Harry był tak spokojny, że nic w jego zachowaniu nie wskazywało na to co zrobił przed chwilą
-Nie wyjdę dopóki nie dowiem się co się stało.
-Josh wyjdź, proszę-powiedziałam cicho
Nie posłuchał. Podszedł bliżej i jednoczenie odpalił tykającą bombę imieniem Harry. Loczek wstał i zacisnął pięści. Teraz dopiero będzie się działo. Zamachnął się i z impetem uderzył w twarz mojego przyjaciela a ten upadł na rozwalony fortepian. Krzyczałam by przestali, ale wtedy mój głos był jak szept podczas burzy. Zawołałam Brian'a, lecz nawet jemu nie udało się ich rozdzielić.
Wrzeszczałam tak głośno na ile tylko pozwalały mi płuca. To nie skończy się dobrze, jestem tego pewna. -Harry zabijesz go!-krzyczałam by przestał, lecz on nie zrobił tego nawet na chwile.
Josh nie dawał za wygraną. Bronił się jak tylko potrafił i również uderzał w Harry'ego.
-Harry!
-Wiesz czemu on się broni?!-odwrócił się do mnie i krzyknął
-Bo jest moim przyjacielem!
-Tak sobie wmawiaj!
Nagle do pokoju wpadła przerażona i zapłakana Lena. Nie wyglądała tak dlatego, że zobaczyła w jakim stanie są chłopaki. Jej wiecznie radosne oczy teraz są pełne bólu i strachu. Co się do jasnej cholery stało? Spojrzałam na Harry'ego, Josh'a i Brian'a oni też ni wiedzieli o co chodzi.
-Lena co jest? Czemu płaczesz?-zapytałam, ale nie dostałam odpowiedzi.
Dziewczyna wybuchła płaczem i wtedy zobaczyłam misia Phoebe, którego trzymała w ręce. W mojej głowie pojawiły się setki czarnych scenariuszy. Nie czekając ani chwili dłużej pobiegłam na dół do salonu. Kevin stał z rozwalonym łukiem brwiowym i rozciętą wargą, również płakał. Pokój gościnny wyglądał jakby przeszło przez niego tornado. Rozbita lampa leżała na ziemi, krzesła powywracane były po całym pomieszczeniu a na dywanie widniała wielka plama krwi, pewnie blondyna w lokach. Tylko gdzie jest moje córka?
-Gdzie jest Phoebe?-zapytałam
-Znaleźli nas
-Kto?
-Green S
Serce ma moment mi stanęło a potem zaczęło walić dziesięć razy szybciej
-Gdzie jest Phoebe?-powtórzyłam pytanie ze łzami w oczach
-Porwali ją
Jak mogli wmieszać w to dziecko?! Czym ona zawiniła?! Ona nawet o niczym nie wiedziała!
-Jak?
-Ktoś pukał do drzwi, myśleliśmy, że to gość od Pizzy więc poszłam otworzyć a na zewnątrz stał Dean, Chris i jakiś dwóch-tłumaczyła Lena
-Próbowałem ją chronić, ale zaczęli mnie okładać-mówił Kevin próbując powstrzymać łzy. Czuje się winny
-Nie dałeś rady ochronić dziecka?!-krzyknął Hazz
-Myślisz, że nie próbowałem?! Oddałbym dla niej życie, bo jest częścią rodziny, jest częścią Niepokonanych. Gdzie ty byłeś gdy to wszystko się działo co?!
-Jak moglibyśmy tego nie słyszeć?-zapytał Josh
-Bo jemu odwaliło i nie wiem czemu chciałeś cię zabić! -wskazałam na Harry'ego i stanęłam przed nim- To twoja wina! To przez ciebie porwali naszą córkę!-krzyczałam bijąc go w klatkę i odpychając od siebie



-----------------------------------------------------------------------------------------------------------
Rozdział krótki, ale nie dlatego, że nie miałam weny czy coś, po prostu jestem chora i nie czuje się najlepiej. Miałam go dodać rano, ale miałam gorączkę i mama kazała mi leżeć w łóżku. Z bólem serca stwierdzam, że to już końców...jesteśmy prawie na mecie. To już 111 rozdział...będzie ich chyba 113 + epilog :(: Ciężko będzie mi się w Wami pożegnać, ale wiadomo...wszystko kiedyś się kończy :/

Komentujcie



sobota, 18 stycznia 2014

Rozdział 110

Poczułam oddech Harry'ego na lewym policzku. Nie otworzyłam oczu, chciałam jak najdłużej pozostać w moim śnie...w śnie, w którym nie było wojny, nie było zła, nie było strachu. Był tam świat, tak kolorowy i niesamowity, że nawet motyle nie śmiały czegokolwiek niszczyć. To był nasz świat. Żywych i umarłych...byliśmy tam razem, wszyscy. Julie siedziała na kolanach u Louis'a, Daniell tuliła Liam'a, podobnie jak Peter i jego ukochana. Moi rodzice siedzieli na trawie w swoich objęciach. Drake siedział z James'em jak ze starym przyjacielem. Wszyscy byli sobie równi, wszyscy z wyjątkiem JEGO. Harry siedział samotnie pod drzewem przy naszym starym domu. Nie spłonął, stoi tutaj. Podeszłam do niego i zobaczyłam, że tylko on nie jest szczęśliwy.
Usiadłam obok niego i patrzyłam jak ręką mąci wodę w "oczku". W pewnym momencie z czarnych odmętów, wyciągnął biała róże.Czy to ta, która kiedyś stała w wazonie w salonie? Przecież tamta już dawno uschła. Jednak nadal pamiętam jej zapach, mocny i tak przerażająco piękny.
-To wszystko zniknie-powiedział nagle
-Harry?
-Hmm?-nie patrzył na mnie
-Wolałbyś żebym umarła niż została tutaj?
-Nie chcę żebyś została tutaj, tylko.na ziemi. To jest świat który ty wymyślasz.
-Wolałbyś żebym została na ziemi czy umarła?
-Zasługujesz na to by żyć
-Ale gdy ktoś umrze ja zostanę i będę tutaj ze świadomością, że Bóg ukarał mnie i każe mi żyć z myślą, że oddali swoje życie dla mnie.
-Nie umrzemy.
-Jak to?
-Odejdą, ale nie umrą. Po prostu zasną. Taka jest kolej rzeczy, każdy kiedyś musi to zrobić. Każdy kiedyś zamknie oczy i nie da rady już nich otworzyć, ale pamiętaj, że i tak za jakiś czas wszyscy spotkamy się tam na górze i znów będziemy razem...szczęśliwi-uśmiechnął się i zajrzał mi prosto w oczy.
-Zoe?-usłyszałam głos Harry'ego...tego prawdziwego.
Wysiliłam się i wróciłam do rzeczywistości. Hazz leżał obok, opierając głowę na łokciu. Miał czerwone spojówki. Może za zmęczenia lub znów płakał.
-Co z twoimi oczami
-Nic takiego.
-Wydajesz się być strasznie zmęczony.
-Trochę tak jest. Nie mogłem spać w nocy. Ty też wyglądasz na wyczerpaną
-Nie mogłam spać we śnie
-Sen w śnie?-uśmiechnął się
-Jakby podwójny poziom...czasem się przydaje.
~*~
Phoebe jest już w szkole. Spodobało jej się tam.
-Mamy dzisiaj trening?-zapytała Lena przy śniadaniu
-Oczywiście, tyle tylko, że Harry i Zoe nie jadą-wytłumaczył Brian
-Jak ona sobie poradzi podczas wojny?-zaczął Josh
-Ona nie jedzie-powiedział Hazz
Czułam niepohamowaną wściekłość w moich żyłach.
-Miałam jechać.
-Ale nie pojedziesz. Za dużo ryzyko.
-Inne dziewczyny pojadą, prawda?
-Zoe nie zaczynaj
-Czemu ja nic nie mogę?!-krzyknęłam wstając od stołu.
Pobiegłam do pokoju a chwile potem Harry stanął w drzwiach. Oddalamy się od siebie...taj szybko i daleko.
-Zoe-nie słyszałam w jego głosie ani nutki złości
-Harry ja chce tam jechać
-Po co?
Zawahałam się przez chwilę. Powiedzieć mu? Nie mogę. Stwierdzi, że to głupie i nie pozwoli mi uczestniczyć w pojedynku.
Podszedł do mnie i usiadł na podłodze przede mną. Oparł brodę o moje kolana a jego ręce powędrował na dół moich pleców. Nie mówił ani słowa. Pewnie czekał aż powiem: "Ok zostanę", ale ja nie zamierzam tego mówić. Pochyliłam się i złączyłam nasze czoła. Jego zielone oczy były jeszcze bardziej widoczne w dziennym słońcu.
-Kocham cię, najbardziej na świecie-szepnął i musnął moje usta
-Ja ciebie też kocham...najbardziej na świecie.
Chłopak przybliżył wargi bliżej moich i zaczął mnie całować. Powoli lecz namiętnie.
Wstał i podniósł mnie tak, że musiałam opleść jego talię nogami by nie spaść. Usiadł na brzegu łóżka za mną na kolanach. Ani przez chwilę nie zabrał rąk z moich pleców i nie przyspieszył tempa pocałunku.
-Pamiętasz jak mówiłem o dwójce dzieci w naszym ogrodzie?-zapytał cicho
-Tak
-Chcesz tego?
-A ty?
-Nie chce by wychowywało się bez ojca.
-Po wojnie
-Po wojnie-powtórzył
Wplotłam ręce w jego loki i poczułam jak się uśmiecha. Usłyszałam krzyk Kevina...już wychodzą. Oderwaliśmy się od siebie a ja przytuliłam się do niego. Tak bardzo brakowało mi jego ciepła. 




--------------------------------------------------------------------------------------------------
Wiem, że rozdział krótki no ale cóż...tak bywa. Kto z Was jest z Warszawy? Jadę tam prawdopodobnie w kwietniu na kilka dni. 
Jeśli pod tym postem nie będzie co najmniej 40 komentarzy nowy rozdział dodam za tydzień...nie chce tak pisać, ale jest coraz gorzej. Szkoła + dwa blogi to dla mnie za dużo. 

Kasia


niedziela, 12 stycznia 2014

Rozdział 109


-Masz racje. Wojna nie skończy się kiedy o to poprosimy. Wywalczymy spokój.
-Nie chce, żebyśmy walczyli.
-Zoe
-Możemy jechać do parku albo restauracji?
-Powinnaś odpoczywać
-Harry proszę
-Dobrze
Zgodził się a chwilę później byliśmy pod wejściem do jakiegoś lokalu. Harry powiedział, że mają tutaj wyśmienite jedzenia. Tyle tylko, że ja tutaj nie przyszłam jeść. Chce zapomnieć o Chris'ie i reszcie GS, ale nie mogę. Ciągle nurtuje mnie fakt, że będę walczyć przeciwko mojemu byłemu, James przeciwko bratu a Pater przeciwko przyjaciołom. Jadnak każdy z nas podjął decyzje i nie wycofamy się. Nie teraz.
-Na co masz ochotę? -zapytał
-Ty wybierz
-Może łosoś?
-Chętnie
Harry odłożył kartę na stolik i zawołał kelnera. Złożył zamówienie i znów zostaliśmy sami. Wiem, że teraz powinnam być z córką, ale to co zaprząta mi głową nie pozwoli mi się nawet do niej uśmiechnąć. Nadal nie mogą uwierzyć, że Harry pogodził się z Josh'em dlatego, że jest to mój przyjaciel. Nie mówi mi prawdy, na pewno nie całej. Przecież jestem jego żoną, członkinią Niepokonanych muszę wiedzieć co się dzieje
-Harry?
-Tak?-powiedział patrząc mi z uśmiechem w oczy
-Kochasz mnie?
-Co to za pytanie? Oczywiście, że cię kocham
-Ale tak jak kiedyś? Jak wtedy gdy nie było tylu problemów?
-Teraz kocham cię jeszcze bardziej?
-Czemu kochasz osobę przez którą możesz zginąć? Przez którą twoi przyjaciele mogą umrzeć? Powinieneś mnie nie nienawidzić a ty mnie kochasz.
Spuściłam głowę, ale widziałam jak wstaje i podchodzi do mnie. Ukucnął przede mną i chwycił moją dłoń
-Spójrz na mnie-zrobiłam o co prosił-a teraz słuchaj. Nie umrę przez ciebie, tylko dla ciebie. Louis nie zginie przez ciebie, tylko dla Julie. Peter nie odejdzie przez ciebie, tylko dla swojej narzeczonej. Liam i reszta również. Oni sami wybrali. Mogli nas zostawić, jednak są tutaj. Chcą walczyć dla swoich bliskich. Nie możesz się obwiniać. Każdy miał wybór. Nikt nie jest tu z przymusu. Nikt.
-Harry ja nie wytrzymam śmierci, któregoś z nas.
-Jesteś silna-przytulił mnie-wytrzymasz

~*~

Weszliśmy do domu i już w drzwiach przywitali nas wszyscy domownicy. Lena, Kevin, Brian i Josh z Phoebe na rękach. Wszyscy mnie przytulili i powiedzieli, że mają dla mnie niespodziankę. Zakryli mi oczy i poprowadzili do salonu.
-3-Zaczął Josh
-2-Krzyknęła Phoebe
-1-powiedział Harry
Otworzyłam oczy i zobaczyłam nasz odmieniony salon. Nie chodziło o to, że były nowe meble, nie. Ściana-to przykuło moją uwagę. Na całej powierzchni w antyramie umieszczone były nasze zdjęcia. Naszej siódemki, reszty Way Back oraz poległych. Nad fotografiami widniał napis "Niepokonani".
-Boże dziękuje wam-powiedziałam i zakryłam dłonią buzię
Smutek i szczęście ścisnęło mnie za gardło gdy zobaczyłam twarze Drake'a, Julie i Danielle. Teraz są tutaj z nami...wszyscy.
-To był pomysł Harry'ego i Josh'a
-Dziękuje chłopaki.
Podeszłam najpierw do Harry'ego, przytuliłam go i pocałowałam w ust. Następnie stanęłam przed Josh'em i również go przytuliłam, jednak teraz bez pocałunku.
-Co jest?-zapytałam gdy na jego twarzy dostrzegłam smutek
-Nie nic-uśmiechnął się sztucznie. Muszę z nim porozmawiać, jednak nie teraz.
-Jesteście głodni? Zrobiłam obiad-zapytała Lena kierując pytani do mnie i Harry'ego.
-Nie dziękuje, byliśmy w restauracji-powiedziałam

~*~

-Jak się czujesz?-zapytał Harry
-Dobrze-uśmiechnęłam się, ale wcale tak się nie czułam. Martwię się o mojego przyjaciela-Harry muszę iść do Josh'a
-Po co?
-Był dzisiaj jakiś smutny. Chcę wiedzieć co się stało
Czułam bijącą od niego niechęć.
-Zaraz wrócę-zapewniłam
-No dobrze-zgodził się
Wstałam z łóżka i wyszłam z sypialni. Skierowałam się do pokoju w którym był Anderson. Zapukałam z drzwi i usłyszałam jego głos, który pozwolił mi wejść. Lekko nacisnęłam klamkę i weszłam do środka. Josh leżał w łóżku, ale gdy tylko mnie zobaczył usiadł.
-Cześć-powiedziałam
-Hej
-Wiem, że coś się stało i masz mi o tym teraz powiedzieć
-To nic takiego
-Josh proszę
Przez chwilę się zawahał, ale w końcu poklepał materac łóżka a ja usiadłam na niego. Patrzyłam w jego oczy i czekałam aż zacznie mówić, ale on nie wydusił z siebie ani jednego słowa.
-No mów. Zbyt dobrze cię znam by wierzyć ci, że to nic takiego
-Po prostu ja...-urwał w połowie
-Wiesz, że mi możesz ufać
-Zakochałem się
-To chyba dobrze-uśmiechnęłam się
-W dziewczynie, która jest zajęta i szczęśliwa ze swoim chłopakiem
-A to gorzej
-Zoe ja nie mogę już ukrywać uczuć do tej dziewczyny, ale muszę
-Dlaczego
-Obiecałem jej chłopakowi
__________________________________________________________________________
Oczami Josh'a
Nie mogę jej powiedzieć, że chodzi mi o nią.
-Jak nazywa się ta dziewczyna?
-Nie znasz-nie lubię jej okłamywać, ale teraz muszę
-Wszystko będzie dobrze
-Nic nie będzie dobrze. Nigdy z nią nie będę-rozkleiłem się. Ludzie, którzy mówią, że tylko dziewczyny przeżywają nieszczęśliwą miłość to idioci-niedługo wojna, na której umrę a przed śmiercią nie będę mógł jej powiedzieć jak bardzo ją kocham.
-Josh nie płacz, błagam-szepnęła i przytulił mnie do siebie-zawsze możesz liczyć na mnie.
Otóż to nie mogę. Nie powiem jej kogo kocham. Nigdy nie wyznam jej swoich uczuć. Chcę by była szczęśliwa a z Harry'm jest. Nie zepsują jej życia tak ja to zrobiłem ze swoim. Gdybym wszystko jej wyznał, cierpiałbym jeszcze bardziej, oddalilibyśmy się od siebie na dobre. Teraz przynajmniej rozmawiamy. Ja wytrzymam to wszystko. Przecież niedługo i tak zginę.
-Przynajmniej ty jesteś szczęśliwa-Boże teraz pewnie wszystkiego się domyśli
-Ja?-odsunęła się ode mnie
-No tak. Z naszej trójki. Julie...nie miała szczęścia. Ja też nie. Chociaż ty masz kogoś kto cię kocha.
-Ty też kogoś takiego znajdziesz-Znów mnie przytuliła
-Uwierz mi, nie znajdę-szepnąłem

____________________________________________________________________________
Oczami Zoe
-Co z nim?-zapytał Harry gdy weszłam do naszej sypialni
-Zakochał się
-Co? W kim?-czemu się tak zdenerwował?
-Nie wiem, nie powiedział mi. Powiedział tylko tyle, że nie chce psuć sobą jej związku i przecież on i tak niedługo umrze. Szkoda mi go.
-Cierpi
-Tak. Może umówimy go z Leną?
-Uwierz to nic nie da
-Skąd wiesz?
-Facecie wiedzą takie rzeczy-ten też coś kręci
-Chciałabym, żeby był szczęśliwy
-Kiedyś będzie. Każdy kiedyś odnajduje szczęście. On też to zrobi.




------------------------------------------------------------------------------------------
 Nie wierze, że to już 109 rozdział O.O Pamiętam jak pisałam swój pierwszy gdy Zoe zobaczyła Harry'ego w szkole :D Niesamowite, że minęło już ponad 9 miesięcy. Dziękuję Wam wszystkim z całego serca.
Zapraszam na bloga pewnej dziewczyny http://you-and-i-fanfiction.blogspot.com/ Może Wam się spodoba...tylko mnie nie zostawiajcie xD
Pytaliście się kiedy przewiduję koniec IJAS i wczoraj właśnie napisałam ostatnie słowa Epilogu (nie mam jeszcze tego co jest pomiędzy tym co jest teraz z tym co napisała) i wiecie co? Sama na tym płakałam. Nie powiem czy ze smutku czy szczęścia, ale naprawdę, według mnie epilog chwyci za serca <3

Kocham Was bardzo, bardzo mocno
Kasia

PS. Komentujcie proszę
<klik> <------- błagam dawajcie lajki to dla mnie ważne. Na te stronie organizuję Igrzyska (podpisuję się Johanna)

wtorek, 7 stycznia 2014

Rozdział 108

-Żyje?!-zapytaliśmy z Josh'em jednocześnie
-Żyje. 
-Mogę ją zobaczyć? jestem jej mężem
-Obawiam się, że teraz jest to niemożliwe. Pańska żona jest w ciężkim stanie. Przepraszam, ale muszę już iść-odszedł...tak po prostu sobie poszedł. 
Usiadłam na krześle i zakryłem twarz dłońmi. "Pańska żona jest w ciężkim stanie" w tamtym momencie w mojej głowie były tylko te słowa. Słyszałem jak Kevin co do mnie gada, ale nie byłem w stanie wydusić z siebie słowa. Jak ja mam powiedzieć o tym Phoebe?

~*~

Jesteśmy w szpitalu już od kilku godzin. Przed chwilą dzwonił Brian i mówił, że zawiózł małą do szkoły a teraz jadą tutaj. Nagle z sali wyszła niska kobieta w białym fartuchu
-Pan Styles?-zapytała
-Tak to ja-wstałem a serce zaczęło walić mi jak oszalałe. 
Miała tak obojętną twarz, że nie wiedziałem czy chce powiedzieć, że Zoe nie żyje czy też to, że mogę ją zobaczyć. Stanęła przede mną i uśmiechnęła się lekko.
-Proszę za mną
Ruszyłem za kobietą, Josh też chciał iść, ale nic z tego nie wyszło...i dobrze. Wszedłem do sali w której zobaczyłem Zoe w bandażu na głowie, bladą jak ściana, podpiętą do tych wszystkich kabli. Już raz wydziałem ją w podobnym stanie, nie chce by teraz stało się co wtedy. Usiadłem przy jej łóżku wycierając oczy. Dotknąłem jej ręki...była tak strasznie zimna, zupełnie jakby odpłynęło z niej życie
-Cześć kochanie-powiedziałem szeptem-wszystko będzie dobrze, wiesz? Pogodziłem się z Josh'em, wiem ile dla siebie znaczycie. Jesteście przyjaciółmi a ja byłem zazdrosny. Przepraszam. Wiesz, że nie możesz teraz mnie zostawić. Przecież mamy przed sobą ślub, chociaż nie wiem czy dojdzie do tego wszystkiego. Za dużo się dzieje. Dowód miłości mamy już na palcach, w papierach a co najważniejsze w sercu.
Powiedziałem wszystko co leżało mi na sercu. Nie chce jej okłamywać, chociaż z tym godzeniem się to trochę przegiąłem. Co prawda zrozumiałem, że nie w zazdrości droga, ale gdy teraz wiem, że on ją kocha jeszcze gorzej będzie mi na nich patrzeć. Jednak dla Zoe zrobię wszystko.
____________________________________________________________________________
Oczami Zoe

Słyszę go. Wyraźnie go słyszę. Gdybym tylko
-Kocham Cię Zoe, pamiętaj o tym-pocałował mnie w czoło
Słyszałam jak wychodzi, a ja miałam ochotę krzyczeć na całe gardło by został. To niewytłumaczalne coś w czym byłam teraz uwięziona sprawiły, że niemal czułam jak pęka mi serce. Zostałam sama? Nie, przecież jeszcze coś słyszę. Nie wiem czy to Harry, ale na pewno ktoś mnie odwiedził.
-Hej Zoe-skądś pamiętam ten głos, ale nie jest pewna skąd-nawet nie wiesz jak bardzo cieszę się, że nic ci nie jest.
Już pamiętam to jest...Josh. Nie jestem tego pewna, ale nie tylko tego. Nie pamiętam jak się tu znalazłem. W mojej pamięci są tylko urywki. Twarze jakichś ludzi. Jestem pewna, że ich znam...tylko skąd? I kim są dla mnie? Przyjaciółmi, rodziną, wrogami? Kim?

~*~
_______________________________________________________________________________
Oczami Harry'ego
Siedziałem z Josh'em przy łóżku Zoe. Oboje się o nią martwimy. Boli mnie gdy tak na nią patrzy. Jak mogłem nie zauważyć tego co się dzieje? Dlaczego zgodziłem się by ktoś kto ją zna uczestniczył w walce?
-Josh? Dlaczego ty to wszystko robisz?-zapytałem
-Co masz na myśli?
-Czemu walczysz? Czemu ryzykujesz życie dla obcych ludzi?
-Zoe nie jest mi obca, Julie też nie była. Reszta z nowych osób nie ma tu nikogo bliskiego, ich powinieneś pytać czemu tu są. Ja walczę dla dziewczyn.
Nagle zobaczyłem, że moja ukochana otwiera oczy. Podszedłem do niej i chwyciłem jej rękę. Widziałem łzy spływające po jej polikach. Z resztą nie tylko ona płakał.
-Zoe-szepnąłem a ona lekko się uśmiechnęła. Widziałem jaki sprawia jej to ból, więc poprosiłem by nic nie robiła.
Kątem oka zobaczyłem przejętego Josh'a. Kurwa on na prawdę ją kocha. W uczycie Zayn'a nie wierzyłem, ale w jego niestety wierzę. Poczułem jak Zoe mocniej ściska moją rękę. Coś ją boli? Gdy spojrzała na Anderson'a wiedziałam o co chodzi. Przywołałem go ręką i uśmiechnąłem się. Podszedł do nas i spojrzał na dziewczynę. Jestem pewien, że z nim byłaby bezpieczniejsza, a o to chyba chodzi, prawda?
-Hej -powiedział uśmiechając się -Nieźle nas nastraszyłaś, wiesz?
Jego oczy zaszły łzami, lecz ani jedna nie trafiła na policzek

~*~

Minęło kilka dni od wypadku. Zoe dziś wychodzi ze szpitala, to dobrze, bo Phoebe nie odwiedziła mamy od tamtej pory. Po prostu nie chciałem by mała widziała ją w takim stanie.
-Wszystko wzięte?-zapytałem
-Chyba tak-powiedziała i wstała z łóżka
Zeszliśmy na parking i wsiedliśmy do auta. Tak bardzo cieszę się, że znów będziemy razem, zastanawia mnie tylko to jak teraz będziemy ćwiczyć. Zoe na pewno nie weźmie pistoletu do ręki, nie pozwolę na to.
-Co cię skłoniło żebyś od tak zaprzyjaźnił się z Josh'em?
To prawda. Ja i Anderson dogadujemy się teraz o wiele lepiej niż wcześniej. To dziwne, bo w normalnych okolicznościach gdyby jakiś facet powiedział, że kocha moją żonę raczej bym go zabił a nie zaprzyjaźnił się z nim.
-Urządziliśmy sobie pogawędkę-nie ma nowy żebym powiedział jej o uczuciach tego chłopaka
-Harry...za dobrze cię znam
-Na prawdę. Zrozumiałem, że to twój przyjaciel i powinienem go inaczej traktować.
-Harry ja...ja boję się, że nie będę wszystkiego pamiętać
-Co?
-Gdy Josh wtedy do mnie przyszedł nie poznałam od razu jego głosu
-To było tuż po wypadku...dlatego
-Co będzie z naszymi ćwiczeniami?
-Nie będziesz trenować
-Niby czemu?
-Byłaś w szpitalu. Dlatego.
-Wtedy jak mówiłeś o naszym ślubie...ja to słyszałam-spojrzałem na nią. Albo zaraz wybuchnie płaczem, wścieknie się, albo się zgodzi
-Wiesz co teraz się dzieje
-Wiem-odpowiedziała ze spokojem wpatrując się w szybę
-Zawsze możemy to zrobić jak skończy się to całe zamieszania
-Jeśli w ogóle się skończy
-Co masz na myśli?
-Harry nie jestem głupia. Wiem, że nie wrócimy wszyscy do domu. To niemożliwe. Way Back jest tylko na chwilę. Niedługo wraz z innymi Niepokonani przestaną istnieć.
-Jeśli będzie źle odwrócimy się. Nie zginiemy tam
-Wojny zaczynają się, kiedy chcesz, ale nie kończą się, kiedy prosisz.





---------------------------------------------------------------------------------------------------
Krótki, bo krótki, ale jest :) (po dodaniu gifów wydaje się dłuższy xD)  Chciałabym pisać dłuższe rozdziały, ale wiecie szkoła + dwa blogi...nie jest łatwo. Powiem Wam coś...zaskoczyliście mnie ostatnio tymi komentarzami, pozytywnie oczywiście :) Myślałam, że znów będzie góra 30 wpisów a tu proszę prawi 60 <3 Teraz też komentujcie :)

Kocham
Kasia

PS. Zapraszam Was jeszcze do mnie na ask'a (tego nowego) http://ask.fm/KasiaStyles147

poniedziałek, 6 stycznia 2014

Rozdział 107


-No dawaj Anderson, popisz się-powiedział Harry gdy wręczył nam karabiny i mieliśmy strzelać do królików. Tak właściwie miał robić to tylko Josh. Reszta biegła po lecie i celowała do tarczy na drzewach.
-Nie będę zabijał zwierząt
-Nie chcesz zabić głupiego królika a chcesz zabijać ludzi?
-Patrząc na ich śmierć nie będę miał takich wyrzutów sumienia-syknął
-Zoe uspokój Harry'ego a ty Josh chodź tutaj.
Odsunęłam loczka i stanęliśmy obok. Brian pokazywał brunetowi jak obchodzić się z tego typu bronią, ale po jego wyrazie twarzy wiedziałam, że dobrze umie jej używać.
-No dawaj mięczaku! -krzyknął Hazz
-Harry-mocniej ścisnęłam jego dłoń by pokazać, że mam dosyć jego zachowania.
Josh zbył jego głupie uwagi i oddał strzał przeszywając ciało zwierzaka. Czemu Harry traktuje go jak śmiecia? Dlatego, że jest od niego młodszy czy może dlatego, że ma coś wspólnego ze mną? Mniejsza z tym. Ważne, że po dzisiejszym dniu każdy z nas dobrze wiedział w czym jest dobry. Poznaliśmy swoje mocne i słabe strony. Lena świetnie radzi sobie ze zwykłym pistoletem i niemal do perfekcji opanowała opatrywanie ran. Kevin jest pierwszorzędnym sprinterem i jest świetny w strzelaniu na duże odległości. Brian jest świetny we wszystkim. Josh i ja jesteśmy niepokonani jeśli chodzi o posługiwanie się karabinami, które w końcu dostaliśmy. Anderson, Harry i Kevin są również dobrzy a raczej genialni w walce wręcz Ciekawe czy reszta radzi sobie równie dobrze.

~*~

Wszyscy weszliśmy do mieszkania. Lucy odebrała Phoebe ze szkoły. Mała do tej pory bawiła się z Charlie'm a teraz robi coś u siebie w pokoju. Mamy jeszcze chwile żeby porozmawiać. Brian powiedział, że musi wyjaśnić nam coś bardzo ważnego. Usiedliśmy na kanapie
-Chyba wiecie co chce wam powiedzieć? Dobrze wam dzisiaj poszło
-Nieźle sobie radzimy jak na bandę dzieciaków co? -powiedziałam Kevin z uśmiechem. Wszyscy czuli ten sarkazm w jego głosie. Tak naprawdę to Brian dla niego jest dzieciakiem a nie na odwrót
-Tak Kevin. Idzie wam świetni, ale to dopiero pierwszy dzień. Będziemy harować aż wszyscy będzie niepokonani, ale nie dlatego chciałem żebyśmy teraz tutaj usiedli. Chodzi mi o to, że...dobra nie będę kłamał, jest brzydko. GS mają przewagę liczebną. Nie będę mówił, że na pewno to wygramy, bo nigdy nie ma pewności. Każde z nas może zginąć-spojrzałam na Harry'ego a on na mnie. To prawda, każdy może nie wrócić do domu po tej bitwie-Więc teraz przed wami dylemat. Chcecie walczyć czy nie? Jeśli po tym co powiedziałem ktoś chce odejść, zrozumiemy to.
Wszyscy zmierzyli się wzrokiem. Nikt nie chce odejść
-Będziemy walczyć, nie spoczniemy, teraz jest łatwiej, przywykliśmy-powiedział Josh
-Liczcie się z tym, że możecie już nie zobaczyć bliskich osób-odezwał się Harry
-I tak nie mamy do kogo wracać-wytłumaczyła Lena
-Nie możemy tak myśleć –powiedziałam -gdy będziemy tak mówić na pewno nie przeżyjemy. MoC to jedna wielka rodzina, do której teraz należycie.
-My też mamy przewagę-powiedział Harry
-Jaką?- zapytała Lena
-GS myślą, że Zoe nie żyje.
-Jak to?
-Chris spalił nam dom gdy w środku była Zu, ale James ją uratował. Tyle tylko, że tamci o tym nie wiedzą
-Przyszedł mi do głosy pomysł- powiedział Kevin- może zmienimy nazwę? Nie chodzi o to, że ta jest zła tylko w prawdziwym MoC nie ma nas. Stwórzmy coś co będzie związane z nami wszystkimi
-Czyli?- zapytał Hazz. Wiem, że ten pomysł mu się niepodobna. Od zawsze ten gang nazywał się MoC a teraz ktoś chce to zmienić
-Może Way Back?- zaproponowała dziewczyna siedząca obok mnie
-Niepokonani… pasuje do nas

~*~

Około 23:00 wszyscy byli już w pokojach. Po dzisiejszym dni nikomu nie chciało się siedzieć z piwem przed telewizorem.
-Harry?
-Hmm?
-Czemu tak traktujesz Josh'a
-Jak?
No jasne, teraz będzie udawał, że on nic nie zrobił, ale zrobił. Josh jest moim przyjacielem i nie pozwolę by ktoś go tak traktował. Wstałam z łóżka i poszłam do łazienki mówiąc, że będę brać prysznic. Muszę zmyć z siebie kurz, ziemie i zapach prochu z pistoletów. Zamknęłam za sobą drzwi i zdjęłam ubrania wrzucając je do kosza. Odkręciłam ciepłą wodę i weszłam pod strumień. Lewą ręką chciałam chwycić ręcznik wiszący jakim metr od prysznica. Nie chciałam pochlapać podłogi więc nie wyszłam...i to był mój błąd
______________________________________________________________
Oczami Harry’ego
Leżałem na łóżku, niemal zasypiałem gdy nagle usłyszałem jak coś spada na podłogę w łazience.
-Zoe wszystko ok?- zapytałem- Zoe?
Nie dostałem żadnej, nawet najcichszej odpowiedzi. Nie patrząc na to, że chwilę temu patrzyła ba mnie ze wściekłością, podbiegłem do drzwi i bezzwłocznie je otworzyłem. Zamarłem gdy na ziemi zobaczyłem nagą, nieprzytomną Zoe. Krew sączyła się z jej głowy. Padłem na kafelki a ręcznikiem owinąłem jej ciało.
-Lena!- krzyknąłem ile sił w płucach-Lena, kurwa!
Z moich oczu lały się łzy. Próbowałem powstrzymać krwotok, ale nie umiałem. Nagle do łazienki wpadła Lena. Otworzyła z przerażeniem oczy a ja powiedziałem gdzie są bandaże. Zawołałem pozostałych domowników. Brian zajął się Phoebe, która obudziła sie przez moje krzyki. Kevin pomagał Lenie a Josh próbował znaleźć jakieś leki uspakajające. Nie wiem czy dla siebie czy dla mnie.
-Idź po samochód- powiedział-Harry idź po samochód! Trzeba jechać z nią do szpitala. Ja ją zniosę
-Nie ja to zrobię
-Harry teraz liczy się każda sekunda.
Ma rację. Pocałowałem ukochaną w zakrwawione czoło i wybiegłem. W mojej głowie toczyła się bitwa. Nie chciałem zostawić jej z nim, ale nie mogłem nie iść. Jeśli coś jej się stanie, nigdy sobie tego nie wybaczę.

_______________________________________________________________
Oczami Josh'a
Gdy Lena skończyła robić opatrunek chwyciłem szlafrok. Może dlatego, że martwiłem się by Zoe nie zamarzła, lub nie chciałem by Harry oskarżał mnie, że ją obmacywałem. Poprosiłem dziewczynę by nałożyła go na ciało mojej nieprzytomnej przyjaciółki. Podniosłem Zoe z ziemi i jak najszybciej poszedłem do samochodu przed domem. Ja, Harry i Kevin jedziemy do szpitala. Parker będzie tam bardziej jako nasza ochrona, żebyśmy z Harry'm się nawzajem nie pozabijali. Położyłem głowę Zoe na swoich nogach i prosiłem boga by otworzyła oczy, by nie przestała oddychać. W kilka minut znaleźliśmy się pod szpitalem. Zanieśmy Zoe do środka a potem mogliśmy tylko patrzeć jak ją zabierają. Ona od zawsze bała się szpitali. Pamiętam, że gdy Julie tam trafiła, nie chciała do niej iść. Płakała a gdy pytałem co się dzieje odpowiadała, że to właśnie w szpitalach ludzie umierają. Jednak ona nie umrze. Nie teraz.
_____________________________________________________________
Oczami Harry'ego
Oczy bolały mnie od płaczu. To moja wina. Gdybym inaczej traktował Anderson'a, nie pokłócilibyśmy się, poszedłbym z nią pod prysznic a teraz leżelibyśmy w swoich objęciach, ale ja zrobiłem odwrotnie i właśnie dlatego Zoe za tymi drzwiami walczy o życie
-Josh przepraszam- szepnąłem-byłem zazdrosny. Ja ją kocham
-Wiem, ale...ale ja też ją kocham
Co? On...on ją kocha? Harry nie! Nie możesz teraz wybuchnąć, nie w takiej chwili, nie w takim miejscu. "Kocha tylko ciebie" przypominam sobie jej słowa. Może ona nie odwzajemnia jego uczuć. Może traktuje go bardziej jak brata? Cholera najpierw Zayn teraz on!
-Harry ja nic na to nie poradzę
-Wiem-próbowałem być spokojny, ale to co działo się we mnie po prostu mnie rozsadzało.
-Ale spokojnie, nie będę próbował ci jej zabrać. Nie martw się o to. Nie powiem jej co czuję
Już miałem coś z siebie wykrztusicie kiedy nagle z sali operacyjnej wyszedł lekarz.
-I jak? -zapytałem bezzwłocznie
-Straciła bardzo dużo krwi
-Żyje?!-zapytaliśmy z Josh'em jednocześnie




-------------------------------------------------------------------------------------------------
 Jak Wam się podoba taki zwrot akcji? Co myślicie o Josh'u i tym co powiedział Harry'emu? Jak Wam się podoba nowa nazwa gangu? (jeszcze nie jest oficjalnie przyjęta)
Jutro już do szkoły :/ 

niedziela, 5 stycznia 2014

Bohaterowie It's just a scar


Ten właściwy film z bohaterami IJAS :) Oglądajcie, piszcie co sądzicie. Tak czy inaczej sobie ich wyobrażaliście?

sobota, 4 stycznia 2014

Rozdział 106



-Możemy już zacząć?-zapytał Harry. No i proszę zazdrość wraca
Oboje i Josh'em usiedliśmy na wolnych miejscach i wsłuchiwaliśmy się w paplaninę Brian'a. Tak właściwie chłopaki mówili to samo co wczoraj. "Musimy zmienić nawyki. Nauczyć się nowych umiejętności i dostosować stare...".
-Jak będziemy trenować?-zapytał jeden z nowych
-No właśnie-zgodził się Peter-To bez sensu byśmy ćwiczyli osobno, od siebie możemy wiele się nauczyć.
-No ale całą bandą tu nie zamieszkamy a jeżdżenie tu codziennie z Londynu jest bezsensowne.
Wszyscy skierowali wzrok na Harry'ego a on wytłumaczył, że u nas w domu mogą zostać trzy osoby, nie licząc Brian'a. Styles zgodził się na dziewczynę imieniem Lena, która jest mniej więcej w jego wieku. Ma czarne włosy i jest na prawdę ładna. Kolejny był chłopak-Kevin, ma 25 lat, blond włosy i jest wyższy ode mnie o głowę. Ostatni był Josh. Na początku Hazz próbował się wymigać, tłumaczył dlaczego nie może zostać, ale ostatecznie Josh zamieszkał u nas. Przecież Harry nie mógł powiedzieć: "On tu nie zostanie! Jestem zazdrosny o żoną! Niech lepiej w ogóle nie walczy!". Jenn i Niall wynajęli dom w Manchesterz'e do którego zabierają pięć osób-Lily, Matta, Lucka, Simona i Erice. Peter, James i jego dziewczyna wyjeżdżają wraz z Liam'em i Louis'em do Doncaster. Sam bierze ze sobą swoją kuzynkę- Sarah'e i załatwi jeszcze jedną dziewczynę. Więc w takich grupach będziemy się trenować. Mam nadzieję, że wszyscy będą żyli w zgodzie przez ten czas, że Harry przekona się do Josha'a a Louis w końcu przestanie ciągle krytykować James'a i Peter'a.

~*~

-Jak ci się tu żyje?-zapytał Josh gdy siedzieliśmy we dwoje w salonie. Harry właśnie pokazuje Lenie i Kevinowi ich pokoje.
-Trudno mówić żeby było wspaniale
-Ale Harry dobrze cię traktuje, prawda?
-Tak-uśmiechnęłam się-kocha mnie i szanuje jak należy
-To dobrze
-Co działo się z tobą przez te lata? Dlaczego tutaj jesteś? Dlaczego będziesz zabijał? Pamiętam jak jako dziecko byłeś spokojnym chłopakiem a teraz...
-Niewłaściwie towarzystwo. Jak zaczęłaś chodzić z Chris'em i przestałaś spotykać się ze mną i Julie i wtedy coś się zmieniono. Ja i ona oddaliliśmy się od siebie i też przestaliśmy się widywać. Znalazłem kolegów, którzy wkręcili mnie w narkotyki, potem potrzebowałem kasy na to wszystko i po pierwszej bójce na ulicy jakiś koleś powiedział, że nie zgłosi tego na policje jeśli coś dla niego zrobię. Miałem dodatkowo dostać za to kasę.
-Co miałeś zrobić
-Zabić-powiedział szeptem spuszczając głowę.
Serce na moment mi stanęło. Josh-chłopak o którym wiedziałam chyba wszystko, zabijał by zdobyć kasę na dragi. To nie możliwe. On taki nie jest. Teraz obwiniam się jeszcze bardziej. Gdybym nie zaczęła chodzić z Chris'em on nie wpakowałby się w to gówno.
-Ale od roku tego nie robię. Nie złapali mnie do tego czasu. Zabijałem całkiem obce mi osoby i wyjeżdżałem nie zostawiając po sobie śladu.
-Kto by pomyślał, że mały Anderson będzie kimś takim-zaśmiałam się by rozluźnić atmosferę
-Wiesz co było najgorsze w tym wszystkim? Patrzeć w oczy tych umierających ludzi.
-Oni też zabili twoją rodzinę
Gdy mieliśmy 15 lat dwóch gangsterów napadło na jego rodziców i siedmioletnią siostrę. Wszyscy zginęli na miejscu. Wtedy Josh zamknął się nawet przed nami. Wydaje mi się, że już wtedy chciał zabijać
-Wiesz co Zoe? Zabiłem tych dwoje. Frajerzy nawet się nie spodziewali. To morderstwo sprawiło mi największą radość i było ostatnie. Zabiłem zabójców mojej rodziny i to mi wystarczyło.
Przeraża mnie gdy mówi, że uśmiercanie kogoś sprawiało mu frajdę. To tamtych dwóch zmieniło mojego Josh'a w maszynę do zabijania.
-A teraz tamci oberwą za zabicie Julie
-Oni zabili nie tylko ją. Zastrzelili też Danielle-dziewczynę Liam'a i Drake'a.
Oboje na chwilę zamilkliśmy. Wspomnienia o tamtej trójce strasznie bolą.
-Brakowało mi ciebie, wiesz?
-Mi ciebie też-powiedziałam i przytuliłam go
I wtedy właśnie do salonu wszedł Harry. Odsunęłam się od Josh'a i spojrzałam na męża ze słowami "Daj spokój" wymalowanymi na twarzy. Nie chcę by zaraz tych dwoje się biło. Nie zamierzam uspakajać najlepszego przyjaciela i miłości mojego życia.
-Harry chodź-wstałam i chwyciłam jego rękę ciągnąc w stronę schodów. Rzuciłam chłopakowi na kanapie pożegnalne spojrzenie zanim jeszcze zniknął mi z pola widzenia. Weszliśmy do sypialni i od razu zaczęło się przesłuchanie.
-Czemu się przytulaliście?
-To mój przyjaciel, nie widzieliśmy się tyle lat. Harry daj spokój, nie chcę się kłócić
-Nie widzisz jak on na ciebie patrzy?
-Znów zaczynasz?! Josh. To. Tylko. Mój. Przyjaciel. Wyrysować ci to żebyś zrozumiał?
-Przepraszam-podszedł do mnie i przytulił mnie czule
-To tylko przyjaciel-szepnęłam
-Wierzę ci

~*~

Dzisiaj Phoebe idzie po raz pierwszy do nowej klasy. Cieszę się i denerwuję jednocześnie. Boję się, że nowe miejsce źle na nią wpłynie, ale w końcu będziemy mieli czas na trening.
-Gotowi?-zapytałam gdy oboje z Harry'm weszliśmy do domu
-Zawsze i wszędzie pani generał-zażartował Kevin
Wszyscy się zaśmialiśmy i ustaliliśmy plan działania. Wszyscy najpierw chcemy poznać swoje umiejętności. To Brian będzie nas szkoli. Jest prawie najstarszy i służył kiedyś w piechocie... a potem wplątał się w szybkie auta, tatuaże, brudne pieniądze, narkotyki i wszystko się posypało.
-Jedziemy do lasu i postrzelamy sobie trochę. Na razie ze zwykłych pistoletów potem dam wam prawdziwą broń. Znaczy Harry dostanie ją teraz, ale małolatom nie daje się takich zabawek
-Przepraszam bardzo, ale jestem starszy od ciebie-zaprotestował Kevin
-Masz na imię Brian i byłeś w Iraku?
-Nie
-Więc milcz. Nie wiem jak strzelacie i nie dam wam profesjonalnej broni. Najchętniej bałbym wam plastikowe pistolety na wodę, ale nie będę przesadzał. Nauczymy się wszystkiego. Od opatrywania ran do odchodzenia się z karabinami.
-Czemu traktujesz nas jakbyśmy byli w wojsku?-zapytałam
-Bo idziemy na wojnę, skarbie. Jeśli chcemy to wygrać, to tak muszę was traktować, jasne?
Dla świętego spokoju zgodziliśmy się z nim. Zapakowaliśmy się do auta i pojechaliśmy. Jechaliśmy po wyboistej, polnej drodze aż w końcu dojechaliśmy do niewielkiej polany w środku lasu. Tu będziemy trenować. Usiedliśmy z trawie i słuchaliśmy Harry'ego, który co chwilę zmieniał się z Brian'em. Opowiedzieli nam o wszystkim. Zapytali kto z nam umie robić opatrunki-zgłosiła się tylko Lena. Pytali co sprawiło, że teraz tu jesteśmy...każdy mówił, oni też. Historia Harry'ego i Josh'a była mi idealnie znana. O Brian'ie nie widziała jednego: to wszystko robi dla swojego brata, którego Chris brutalnie zamordował. Lena znalazła się w takiej a nie innej sytuacji, ponieważ gdy potrzebowała kasy napadała ludzi, ale nie zabijała ich...jedynie straszyła. Najbardziej wzruszyła i przeraziła mnie opowieść Kevin'a
-Nigdy nie chciałem być tym kim teraz jestem. Miałam normalne życie plany na przyszłość, rodzinę i to wszystko legło w gruzach gdy moja narzeczona zachorowała. Nie miałem pieniędzy na jej leczenie. Sprzedałem samochód, dom, wszystko. Mieszkałem u brata, ale kasa nadal była potrzebna. Gdy nie miałem już pawie nic, napadłem na bank. Potem zacząłem robić to coraz częściej. Ani razu mnie nie złapali, nadal zastanawiam się jakim cudem. Potem zacząłem grać z kasynie, wygrywałem naprawdę wiele, ale w pewnym momencie straciłem wszystko. Nie chodzi mi o pieniądze. Moja ukochana umarła a ja się załamałem. Wydałem wszystko co było na koncie, miałem długi, nasyłali na mnie kolesi od brudnej roboty. Mieli mnie zabić, ale to ja zacząłem zabijać ich.
Każdy z nas tutaj ma przeszłość jakiej nie chce pamiętać. Każdy chce zabić po raz ostatni. Nie poddamy się, będziemy walczyć, by śmierć wszystkich, których już z nami nie ma, nie poszła na marne. Wygramy, albo zginiemy na polu bitwy.

-----------------------------------------------------------------------------------------------------
Podoba się? Wiem, że mało (prawie wcale) Zoe i Harry'ego, ale to tylko teraz. Wiecie...przygotowania do wojny :D 

Za pół h może dodam filmik ze wszystkimi bohaterami, bo nie chce dodawać teraz wszystkich nowych do bohaterów. 

czwartek, 2 stycznia 2014

Rozdział 105

-Zoe?-usłyszałam jego głos, ale nie odezwałam się ani słowem-kochanie przepraszam
Zaczął pukać w drzwi a ja się tylko od nich odsunęłam. Usiadłam przy wannie i objęłam głowę rękoma, zupełnie jakbym chciała ochronić się przed hałasem.
____________________________________________________________________________
Oczami Harry'ego

Lekko nacisnąłem na klamkę a drewniana powłoka ustąpiła. Chyba już przyzwyczaiłem się, że zawsze zamykała,bo teraz nawet nie próbowałem otwierać. Wszedłem do łazienki i zobaczyłem ją siedzącą na ziemi całą zalaną łzami.
-Zoe-szepnąłem klękając przed nią.
Chwyciłem jej ręce i odsunąłem od twarzy. Czerwone, zapuchnięte oczy. Nie w takim stanie chciałem ją zobaczyć. Patrzyła na mnie z żalem i bólem. Wypowiedziałem nieme "przepraszam" a ona się do mnie przytuliła.
-Nie chcę tych wszystkich kłótni-wyszeptała w moją koszulkę
Przyciągnąłem ją bliżej i powiedziałem, że ja też tego nie chcę.
-Przysięgam, że nie kocham Zayn'a.
-Wierzę ci-naprawdę jej wierze, przecież gdyby było inaczej nie zachowałaby się tak
Kocham ją jak nikogo nigdy wcześniej. Jest całym moim życiem. Wszystkim tym co się dla mnie liczy. Gdyby nie ona i Phoebe teraz pewnie leżałbym na kanapie pijany i naćpany. Ona mnie zmieniła, pomogła wyjść z tego bagna. W gangu jestem dla jej dobra, muszę ją chronić, nawet jeśli w ten sposób sam ma zginąć

~*~

Dalsze dwa tygodnie to był istny raj. Oboje z Harry'm pływaliśmy w oceanie, opalaliśmy się i cieszyliśmy się swoim towarzystwem. Obiecaliśmy sobie, że będziemy ze sobą szczerzy nawet gdy ta prawda będzie dla nas bolesna. Będziemy sobie wierzyć choćby nie wiem co.
-Mama!-krzyknęła Phoebe gdy weszliśmy do salonu.
Ona, Jennifer i Niall przyjechali wczoraj. Postanowili, że zostaną w Anglii jakiś czas. Dzisiaj mamy spotkanie MoC i wszyscy muszą być. Wszyscy stwierdziliśmy, że James'owi i Peter'owi możemy ufać. Oni tez przyjadą dziś do nas. McCartney dostał info, że całe RD zgodziło się do nich dołączyć. A więc w GS teraz jest Chris, Dean, Molly, Zayn który według mnie jest po naszej stronie, trzech Koreańczyków i dwadzieścia osób z RD razem  dwadzieścia siedem osób. Mają teraz sporą przewagę liczebną, bo nas jest zaledwie jedenastu, ale  my się nie poddamy.
-O której będzie reszta?-zapytał Harry
-James, Annabeth i Peter już jadą.
-Dobra -przybliżył się do niego-pamiętaj o co cię prosiłem-szepnął mu na ucho
Chyba nie chcę wiedzieć a co on go prosił. Mam tylko nadzieję, że to nie zaważy na życiu nas wszystkich.
~*~
Wszyscy już dotarli i teraz siedzimy w salonie. Nasza córka poszła już spać więc w spokoju będziemy mogli rozmawiać. Obawiałam się przybycia byłych członków GS i tego jak zareaguje Tommo, ale jak na razie jest on.
-A więc od czego zaczynamy?-spytał Brian
-Może od tego, że tamci mają ponad dwa razy więcej ludzi. Zniszczą nas-zaczęła panikować Annabeth
-Nie zniszczą-powiedział Harry
-Więc co zamierzasz?-zapytała dziewczyna. Jak na nową jest całkiem rozgadana
-Raczej zamierzamy-poprawił ją Louis-my tutaj jesteśmy drużyną
-Może tak jak oni znajdziemy sobie ludzi? Będziemy więcej trenować-odezwał się James
-Nie możemy wziąć byle jakich osób-powiedział Niall
-Więc co dalej?-zapytał Liam i Peter niemal jednocześnie
-Musimy zmienić nawyki. Nauczyć się nowych umiejętności i dostosować stare. Musimy poszukać takich ludzi, którym można ufać, dobrze ustawionych przyjaciół, którzy pomogą nam w walce. Będziemy obserwować GS. Zbadamy ich taktyki i zwyczaje. Im więcej wiemy tym łatwiej będzie im dopiec. Musimy być sprytni i cierpliwi. Nie wiedzą gdzie jesteśmy. Uderzymy na własnych zasadach-Harry na chwilę wstrzymał oddech-gdy będziemy gotowi.
Wszyscy spoglądali po sobie. Tego musimy się trzymać. Wygramy to jeśli tylko znajdziemy odpowiednie osoby...a na pewno znajdziemy. Brian wymienił trzech ludzi, których dobrze zna i którzy będą w stanie nam pomóc. Moją uwagę przykuło jedno, jedyne nazwisko. Josh Anderson. Chłopak z którym kiedyś chodziłam do klasy. Tak właściwie to znałam go do dziecka, tak samo jak Julie.Często na żarty biliśmy się w ogrodzie przed moim domem. Moja mama wtedy krzyczała: "Uspokójcie się. Jeszcze sobie coś zrobicie". Czy to możliwe, że ktoś kto siedział zawsze z tyłu, na uboczu teraz zabija z zimną krwią. Pamiętam jak wieku 14 lat zabrał mnie na kajaki. Wpadliśmy wtedy do wody a on pomógł mi nie zatonąć. Właściwie to można powiedzieć, że był w naszej paczce. Ja, on i Julie. Zabawne wszyscy z nas są, lub byli, zamieszani w jakieś brudne sprawy. Był fajnym chłopakiem, ciekawe czy mnie pamięta. Reszta przedstawionych osób jest mi obca, chyba to dobrze. Nie chciałabym teraz usłyszeć całej listy nazwisk moich przyjaciół i dowiedzieć się kim teraz są. I tak myśl, że będę walczyć razem z Josh'em jest dla mnie co najmniej dziwna. Zabawa z dzieciństwa przestanie być tylko niewinną grą i zamieni się w krwawą jadkę. Ciekawe czy to co robiliśmy kiedyś, te nasze bójki wpłynęły na to kim teraz jest. Może wtedy nie grał, może to było prawdziwe. Może ja i Julie też traktowałyśmy to poważnie.
-Masters of Chaos ponad wszystko!-krzyknął Harry

~*~

-Harry?-zapytałam gdy leżałam wtulona w jego ramię
-Hmm?
-Musisz, że MoC wygra? 
Spojrzał na mnie pełen niezrozumienia i dziwienia. Chyba dziwi się, że w to nie wierze
-MoC na pewno wygra. A teraz idź spać. Jutro przyjedzie reszta i wtedy uzgodnimy całą resztę

~*~
Wszyscy już tu są. Razem dwadzieścia osób. Jenn zajęła się Phoebe, bo i tak ma dosyć słuchania o tym wszystkim a my zeszliśmy do piwnicy. Jedyną osobą, której brakuje jest Josh. 
-Już wszyscy?-zapytał Louis
-Jeszcze Anderson-powiedział Brian i w tej samej chwili chłopak o ciemnych włosach wszedł do wielkiego pomieszczenia pod ziemią. To on. To na pewno on. Spojrzałam na niego, ale nie odezwałam się ani słowem. Może sam mnie rozpozna. 
-Zoe?-zapytał ochrypłym zmienionym głosem-Zoe Brown?
-Już Styles-powiedziałam i wstałam by go przytulić-myślałam, że mnie nie rozpoznasz
-Ciebie? No co ty-podszedł do mnie i objął mnie w tali a ja zarzuciłam mu ręce na ramiona. Urósł i do dużo. Gdy byliśmy dziećmi był ode mnie niższy
-Ale się zmieniłeś.
-Ty też. Julie jest tu z tobą? Chętnie bym się z nią przywitał
Po jego słowach spojrzałam na Louis'a. Smutek wymalował mu sie na twarzy. Gdy Josh dowie sie jaka jest prawda jeszcze bardziej będzie chciał zniszczyć tamtych
-Josh ona...ona nie życie od kilku lat 
-Co? 
-Popełniła samobójstwo przez Chris'a. Louis był jej narzeczonym-wskazałam ręką Tomlinsona 
-Dlaczego on was teraz ścigają?
-Byłam ze Stoner'em kilka lat, ale on mnie bił. Uciekłam do Londynu gdy on był w więzieniu. Poznałam Harry'ego i Chris się mści. Chce mnie zabić
-Po moim trupie. Zabił mi jedną przyjaciółkę, drugiej mu nie oddam.


-----------------------------------------------------------------------------------------------------
Mam nadzieję, że się Wam podoba i będzie więcej niż 24 komentarze, które były ostatnio.

Znów zostałam nominowana do Bloga miesiące. Tym razem na innej stronie. Chciałabym Was prosić, żebyście zagłosowali na It's just a scar.
Tu macie link http://internetowy-spis.blogspot.com/
Konkurs kończy się za 30 dni. Ankieta jest na dole po lewej

Blog miesiąca + coś (przeczytajcie)

Znów zostałam nominowana do Bloga miesiące. Tym razem na innej stronie. Chciałabym Was prosić, żebyście zagłosowali na It's just a scar. 
Konkurs kończy się za 30 dni. Ankieta jest na dole po lewej

I tak jeszcze przy okazji. 

Ostatnio wszystkie statystyki i komentarze lecą na łeb na szyje :C a ja nie mam pojęcia czemu. Nie wiem już jak mam pisać, bo zamiast komentarzy przybywać to ich ubywa. Spośród tylu setek ludzi którzy wchodzą na bloga ilu komentuje?...W komentarzach TUTAJ piszcie co chcecie bym zmieniła w opowiadaniu, żebyście zaczęli komentować

Pragnę Was również poinformować, że konkurs który organizowałam zostaje ODWOŁANY, ponieważ dostałam tylko 2 prace

Teraz trochę bardziej miłe rzeczy.

Ostatnio zaczęłam myśleć nad Epilogiem ostatniej części IJAS i szczerze powiedziawszy jeśli wszystko wyjdzie, będzie to najlepszy rozdział na moim blogu. 

Wszystkie gify, których jeszcze nie dodałam na bloga, wszystkie cytaty, które dopiero się pojawią będę dodać...a właściwie już zaczęłam, na tumblr 'a http://somanydreamsareswingingoutworld.tumblr.com/

Założyłam nowego ask'a z którego będę Was informować o rozdziałach. To na to konto kierujcie wszystkie pytania związane z blogiem zarówno It's just a scar jak i Oblivion.