poniedziałek, 26 maja 2014

HashtagParty

Więc witam Was cholernie serdecznie!!!! <3 
Nawet nie wiecie jak za Wami tęsknie...no i dlatego organizuję tę 'akcję'. 
W tym wszystkim chodzi o to by na twitterze pisać swoje ulubione momenty, cytaty i zdjęcia z IJAS z dopiskiem #IJAS4ever. Będę (jeśli ktokolwiek cokolwiek napisze) obserwować Wasze posty i odpisywać na wszystko. 
Chciałabym w ten sposób pokazać, że było coś takiego jak It's just a scar, że był ktoś taki jak Wy, że oby sobie ludzie mogą połączyć się dzięki jeden opowieści :) Czekam na pierwsze wpisy 
Kocham i tęsknie
Kasia 

czwartek, 1 maja 2014

Rocznica

Pewnie zastanawiacie się co tutaj napiszę. Otóż dzisiaj mija rok od dodania 1 rozdziału...rocznica IJAS.
Z tego miejsca chciałabym Wam wszystkim podziękować. Za wsparcie, którego tak bardzo potrzebowałam. Za wyrozumiałość, gdy byłam nie do zniesienia. Za cierpliwość, gdy nie mogłam pisać. Za wszystko. Ten blog ,zmienił w moim życiu naprawdę wiele...zmienił mnie. Dzięki niemu, nie wiem dlaczego, ale zaczęłam odróżniać przyjaciół od oszustów. Wiele przy tym straciłam, ale teraz przynajmniej jestem szczęśliwa. Pisząc go myślałam o moim życiu. O odejściu moich przyjaciół, bólu, szczęściu. It's just a scar było, jest i będzie dla mnie cholernie ważne...tak jak i Wy. Czasami sama się zastanawiam jak obcy ludzie i zwykłe opowiadanie mogą siedzieć w moim sercu tak głęboko. Historia Zoe i Harry'ego nadal jest w moim życiu. Za dwa tygodnie jadę do Paryża...do miejsca gdzie Hazz oświadczył się Zu :)) Pamiętam jak kiedyś pisałam Wam, że prawdopodobnie odwiedzę Francję a teraz stojąc na Wieży Eiffla będę myślała o Was (w moim oczach właśnie zawitały łzy). Nie macie pojęcia jak ciężko jest mi to teraz pisać. Żadne z opowiadań nie będzie tym czym jest IJAS. Myśląc o tym wszystkim do głowy przychodzą mi tylko trzy słowa: siła, wiara i miłość. Nie raz było tak, że miałam wszystkiego dosyć. Płakałam i chciałam to rzucić...nie dawałam rady. Wtedy jednak uświadomiłam sobie, że tego nie zrobię, że nie mogę tego zrobić.Nie zostawię czegoś co tak bardzo kocham. 
Dziękuję za 315 865 wyświetleń
Dziękuję za 4333 komentarzy 
Dziękuję, że nadal jesteście

Kasia
xx

PS. Chciałam nagrać filmik, ale za każdym razem gdy próbowałam to zrobić zaczynałam płakać...
Kocham Was  




piątek, 28 lutego 2014

List od Zoe


                                                                Do Harry'ego

        Harry, Phoebe spytała mnie co bym powiedziała gdybym wiedziała, że mnie słyszysz. Powiedziałabym: kocham cię, tęsknie za tobą i wybaczam ci, że odeszłaś. Chyba tak musiało być, prawda? Los tak chciał. 
        Ty wiedziałeś, że tylko twoja śmierć jest w stanie nas uratować i dziękuję ci za to. Dziękuję za każdą sekundę w której byłeś przy mnie, przy Phoebe. Nie dotrzymałam danej ci obietnicy, płakałam na pogrzebie, przepraszam. Umarłeś przed dzień swoich 27 urodzin. Pustka w moim sercu po twoim odejściu jest wielka i wiem, że nic nigdy jej nie wypełni. Mam jednak przy sobie naszą córkę i Josh’a, nie jestem sama. Tak dawno nie widziałam się z resztą. Słyszałam, że Niall i Jen wzięli ślub i mają syna, jednak nigdy go nie widziałam. Boję się, że gdy spojrzę w oczy Niall’a zobaczę w nich ciebie i ponownie się załamię. Dostałam również list od matki Brian’a… nie żyje. Jako jedyny nadal maczał ręce w brudnych interesach, które go przewyższyły… a może to śmierć Sam tak na niego wpłynęła. Miał zawał. Przeżył 40 wiosen i nie wytrzymał. Zdjęcia nadal wiszą w naszym salonie. Często gdy jestem sama w domu siadam na kanapie i wpatruję się w wasze twarze. Ci którzy przeżyli są tak bardzo inni niż ci ludzie w ramkach. Chyba chcą zapomnieć o tym kim kiedyś byli. Wczoraj na ulicy spotkałam Annabeth. Zachowywała się zupełnie tak jakby mnie nie znała. W jej oczach pomimo tylu lat nadal nie zagościło szczęście. Nadal nie może pozbierać się po śmierci James’a. 
          Świat bez Was nie jest już taki sam. Wszystko wydaję się bardziej szare, nawet Phoebe to zauważa. Świat bez Was umiera. 

Kocham Cię
Twoja Zoe

niedziela, 16 lutego 2014

Pożegnanie i słowa podziękowania


Jest wiele świetnych blogów, które zyskały sławę i uznanie. Gdzieś na swoim etapie pisania chciałam by 
It's just a scar też to miało. Ponad setkę komentarzy, tysiące "fanów", ale wtedy wracałam do rzeczywistości i myślałam sobie: "Chyba ci odbiło, ty nigdy tego nie osiągniesz".
Do teraz chce by It's just a scar nadal ktoś czytał. Wiem, że sława blogów przemija wraz z Epilogiem, na ich miejscu pojawiają się nowe, lepsze wersje a o wcześniejszych już nikt nie pamięta. To chyba najgorsze wyobrażenie tego co może się stać z moim opowiadaniem. Każdy z Was pewnie wie, że Dark czy Cold czy inne tego typu ff będą sławne zawsze, bo co chwilę ktoś się na niego natyka, widzi napis "najlepszy blog ever" wchodzi w link i zaczyna czytać...ale kto będzie pamiętał o polskim, autorkom wymyśle durnej nastolatki? Nikt...bądźmy szczerzy. It's just a scar będzie może jeszcze przez chwilę w kręgu opowiadań wartych przeczytania, ale każdy z czasem z pudełka wywala stare, zniszczone zabawki i zastępuje je nowymi, lepszymi i bardziej wytrzymalszymi. W pewnym momencie w przyszłości dla IJAS nie będzie już miejsca w pudle. Już tylko pojedyncze osoby będą tu wchodzić, znów zaczną się "bawić". Czas płynie a my nic na to nie poradzimy.
Ciężko jest mi się z Wami żegnać, tym bardziej, że bardzo się do Was przywiązałam. Zawsze gdy tutaj wchodzę i widzę te tysiące wyświetleń myślę sobie gdzie bym była gdyby nie wy? Czy w ogóle bym pisała. Staliście się dla mnie przyjaciółmi, rodziną. Pisząc to mam łzy w oczach...opuszczam Was :'( Czuję się tak jakbym rozstawiała bliskie mi osoby i wyjeżdżała na drugi koniec świata...cholerne uczucie. Gdyby rok temu ktoś powiedział mi, że coś takiego mnie spotka pomyślałabym, że oszalał, wziął jakieś proszki, albo wręcz przeciwnie-nie wziął ich. Muszę przyznać, że były chwile w których chciałam rzucić to wszystko, bo miałam zwyczajnie dosyć, ale potem uświadamiałam sobie, że nie potrafię.
Chciałabym podziękować wszystkim, którzy czytali mojego bloga...naprawdę wiele to dla mnie znaczy. Wiem, że są tutaj osoby, które są od początku...od 1 maja 2013 r. Wiem, że są tu ludzie, którzy dołączyli gdzieś w trakcie, ale są do teraz. Wiem, że nie ma osób, które odeszły gdy miałam chwile słabości i rozdziały nie były dobre. Każdemu z Was strasznie dziękuję. Mogłabym wypisywać Wasze imiona, ale chyba to jest niepotrzebne. KOCHAM WAS I BĘDĘ TĘSKNIĆ. Jesteście dla mnie cholernie ważni...Wy i IJAS. (czemu pożegnania są takie trudne?)
IJAS nie osiągnie sławy jaką osiągnął np. Dark...moje opowiadanie zyskało znacznie więcej.
It's just a scar zyskało Was.


Słyszę bicie jego serca, czuję jego oddech na mym policzku, widzę burzę jego loków. Jest tutaj? Do mojej głowy znów wróciło wspomnienie sprzed lat. Poznałam go 17 lat temu, gdy siedział krok ode mnie, gdy uratował mi życie. 17 lat...ponad 15 osobno. Kłótnie, rozstania, śmierć a ja nadal go kocham. Nadal jest w moim sercu. Wypełnia je ciepłem. To on nauczył mnie kochać, to on nauczył mnie żyć.
 ~ Ostatni fragment It's just a scar~

Kocham Was wszystkich
Kasia <333


PS. Nienawidzę pożegnań.



Każde spotkanie doprowadza do rozstania i tak zawsze będzie, dopóki życie jest śmiertelne. W każdym spotkaniu jest część żalu z rozstania, ale w każdym rozstaniu jest ta sama ilość radości ze spotkania. 
~Cassandra Clare~
Las stanął w wielkiej ciszy, jakby słuchał tych jej słów ostatnich pożegnania, jakby dziwił się w milczeniu, że może ktoś, co się w nim urodził i wychował, co żył z nim jednym uczuciem, co tyle łez w jego objęciach wylał, tyle przemarzył w jego ciszy - żegnać się i odejść - na zawsze; szukać lepszej doli i przyjaciół szczerszych  
~Władysław Stanisław Reymont~
 PSS. Jeśli chcecie mieć ze mną kontakt tutaj macie mojego fb (znaczy tego dla Was) facebook a jeśli dalej chcecie czytać moje opowiadanie tutaj macie mojego bloga Oblivion


I tak na koniec...macie film o którym mówiłam. 


Nie powiedzieliśmy sobie "żegnaj" lecz "do zobaczenia"
 

sobota, 15 lutego 2014

Epilog "Oto zegar wiszący na ścianie, Oto historia nas wszystkich"

Chwila, ten krzyk należał przecież do Harry'ego. Gdy ta informacja dotarła do mojego mózgu stało się coś czego tak bardzo się obawiałam. Serce stanęło mi na moment a po chwili zaczęło bić z poczwórną siłą. Byłam przerażona. W moich myślach kłębiło się tylko jedno pytani:"Gdzie jest Harry?" Nie wiedziałam skąd dobiega jego głos. Widziałam Phoebe trzymaną przez Kevina, kazałam mu ją zabrać, ale on nie zrobił nic. Chciałam biec do wyjścia z którego wydostała się moja córka, jednak Josh mi na to nie pozwolił. Nie mogłam zrobić nic. Prócz mojego krzyku i płaczu Phoebe nie było słychać nic.
-Harry!-krzyknęłam
Nagle zobaczyłam jak zza rogu wyłania się Hazz zgięty w pół. Trzymał ręce na brzuchu... co się dzieję?
-Harry?-zapytałam płaczliwym głosem
Chłopak spojrzał na mnie i osunął się na ziemię. Dopiero wtedy zobaczyłam nóż w jego ciele. Nastała cisza...tak potworna cisza. Z całej siły odepchnęłam od siebie Josh'a i podbiegłam do ukochanego. Jego twarz była niczym ściana. Blada i zimna. W jego oczach nie widziałam bólu, jedynie strach i troskę. W takiej sytuacji martwi się o mnie? To niedorzeczne, przecież leży tutaj z nożem w brzuchu. Nie wiedziałam co mam zrobić. To co wtedy czułam było niedopisania. Kiedy chciałam powiedzieć, że wszystko będzie dobrze do pomieszczenia wpadł Liam, Simon i...i nikt więcej. Gdzie Louis? Gdzie Sam? Gdzie Matt, James?  Zobaczyłam jak Payne biegnie w naszym kierunku, ale w ostatniej chwili został powstrzymany przed Andersona. Widziałam ich twarze zalane łzami i pełne tego pieprzonego smutku. Gdzie jest Brian? Przecież był z Harry'm. Nagle jak piorun wbiegł do pomieszczenia, jednak nie zbliżył się do nas. Bał się, że go zabiję?
-Harry-szepnęłam
-Bądź silna-powiedział cicho
"Bądź silna" co to może znaczyć?
-Pamiętasz nasze pierwsze spotkanie? Nie w parku, w klasie. Pewnie myślałaś, że cię nie zauważyłem, ale jak można było cię nie zauważyć.
Uśmiechnąłem się przypominając sobie ten dzień. Siedziałam zaledwie dwa metry do niego. Nie widziałam by chodź na chwilę na mnie spojrzał.
-Od tamtej chwili wiedziałem...że będziesz moja, że będziesz dla mnie kimś ważnym.
Widziałam jak każde słowo, które wypowiada sprawia mu ból.
-Kocham cię, wiesz?-zapytał
-Oczywiście, że wiem-powiedziałam wycierając łzy
-Kiedyś powiedziałem ci, że nic nas na nie rozdzieli...nawet śmierć i chcę byś o tym pamiętała. Nie zapomnij o mnie.
-Nie umrzesz, słyszysz? Zaraz zawieziemy cię do szpitala i wszystko będzie dobrze. Pomogą ci.
-Tak samo jak pomogli Danielle?
-Harry
-Miałaś się przygotować na moje odejście.
-Tego nie da się zrobić. Czy ty mógłbyś przygotować się na to, że wyrwą ci serce z piersi? Że twój świat tak nagle straci kolor? Że nie będziesz słyszał śpiewu ptaków, tylko krzyki bólu i rozpaczy? Mógłbyś?
-Ty jesteś silniejsza ode mnie. Przychodź do mnie gdy stanie się coś ważnego. Opowiedz mi o tym. Tak bardzo chciałbym zobaczyć Phoebe gdy będzie już duża-uśmiechnął się patrząc na naszą córkę- zawołasz ją?
Ruchem ręki wskazałam gdy do nas podeszła. Josh zrobił to samo. Mała uklękła przed swoim ojcem. Patrzyła jak umiera. Harry złapał ją za rękę i pocałował w wierzch dłoni
-Kocham cie, skarbie.
Wszystkie emocje jakie kłębiły się w niej, pękły...jak mydlana bańka. Przytuliła się do niego zalewając, jego już i tak morką od krwi koszulkę, łzami.
-Nie płacz kochanie. Pamiętaj, że zawsze będę przy tobie. Nawet gdy nie będziesz mnie widzieć.
-Umierasz?-zapytała przez łzy
Harry pokiwał głową na znak, że to już prawie koniec. Dziewczynka pochyliła się nad nim i złożyła pocałunek na jego policzku. Z odejściem Harry'ego radziła sobie lepiej niż ja.
-Kto ci to zrobił?-szepnął Josh
-Ch...Chris- był już coraz słabszy
-Zabiję go. Możesz być tego pewny-oznajmiłam.
-Zoe nie mogę dopuścić to tego byście były same. Josh zajmie się wami
-Co? -spojrzałam na przyjaciela a na jego twarzy nie było ani grama zdziwienia. Wiedział o tym?
-On cię kocha. Od dawno. Zaopiekuje się tobą i Phoebe. Da ci bezpieczeństwo jakiego przy mnie nie miałaś.
-Przy tobie byłam bezpieczna. Byłam najszczęśliwszą osobą na świecie
Harry zaciągnął się powietrzem jakby nie było tu tlenu. Przybliżyłam się do niego i pocałowałam go w usta...ten ostatni raz.Złapał mnie za rękę i resztkami sił wyszeptał
-Kocham Cię
I zasnął...za zawsze. Jego klatka, która jeszcze przed chwilą się ruszała, zastygła jak kamień. Oczu, które niedawno wypełnione były zielenią, zostały zamknięte. Harry właśnie umarł.
-Mój plan w końcu się ziścił-usłyszałam krzyk Stoner'a
Nikt nie rwał się do walki. Zacisnęłam dłonie w pięści i spojrzałam na Harry'ego, który nadal kurczowo trzymał moją dłoń.
-Nie zginęliście na marne-powiedziałam patrząc w górę, zupełnie jakbym wypowiadała te słowa do tych, którzy odeszli.
Obróciłam głowę do tyłu. Niepokonani stali wpatrzeni w GS, którzy byli na schodach. Chris z tym swoim uśmieszkiem, który zaraz zniknie. Molly wtulona w Dean'a i Zayn z pistoletem w ręku. Nadal nie wiem po której jest stronie.
-Twój ukochany nie żyje-powiedział z uśmiechem.
-Ty zaraz też zginiesz!-krzyknęłam i wyciągnęłam przed siebie karabin.
Malik był jedyną osobą, która miała tam broń. Zaraz okaże się czy jest z nami, czy z nimi.
-Zayn strzelaj-rozkazał Stoner
-Chętnie-usłyszałam jego zachrypnięty głos
Byłam pewna, że odda strzał w moją stronę, on jednak strzelił prosto w głowę Molly. Ciało dziewczyny sturlało się po schodach. Dean nie myśląc o konsekwencjach swojego czynu pobiegł za mną. U podnóża schodów już czekał na niego Liam i Kevin. Teraz zostałam tylko ja i Chris. Podeszłam bliżej schodów i spojrzałam w te jego jebane niebieskie oczy.
-I co zabijesz mnie?-zapytał jakby był pewien, że tego nie zrobię-przecież ty taka nie jesteś
-Zmieniłam się wiesz. Teraz jestem w stanie zabijać i krzywdzić tak samo tak ty.
-Jesteś za słaba by to zrobić.
-Za Danielle, za Drake'a, za Matt'a, za Sam, za Louis'a, za Julie i za Harry'ego- powiedziałam i oddałam strzał prosto w jego serce.
Spojrzał na swoją klatkę a później na mnie. serio nie wierzył, że to zrobię? Nie musiałam długo czekać by jego ohydna osoba znalazła się u moich stóp.
-I za wszystkich ludzi, którzy przez ciebie zginęli-szepnęłam i strzeliłam jeszcze raz.
Dziś skończyło się moje piekło i zaczął prawdziwy horror. Życie bez Harry'ego na pewno nie będzie łatwe, ale obiecałam mu, że dam radę i tego zamierzam się trzymać. Ta cholerna pusta już zdążyła wypełnić moje serce.
Harry i Chris...anioł i demon...opiekun i tyran.

~*~

Wróciliśmy do Holmes Chapel. W Londynie opowiedzieliśmy wszystko policji. Wypuścili nas. Zrozumieli czego to zrobiliśmy. Straciliśmy szóstkę naszych. Louis, Matt, James, Sam, Lily i Harry nie żyją. Siedzenie bez nich jest gorsze niż samotność. Ta cisza. Nikt się nie śmieje. Nikt nie mówi nic by poprawić atmosferę. Jesteśmy ale równie dobrze mogłoby nas nie być. Dziś straciliśmy najbliższe nam osoby. Ukochanych i  przyjaciół. Ale każde z nas gdzieś w środku wierzy, że wszyscy tutaj siedzą. James ociera słone zły Annabeth, Louis siedzi razem z Julie, Danielle przytula się do Liam'a, Sam całuje w policzek Brain'a, Lily śmieje się z Eriką, Matt knuje kolejny dowcip, Drake mówi wszystkim o kolejnej wielkiej imprezie a Harry...Harry siedzi obok mnie trzymając Phoebe na kolanach i po prostu żyje.
-Harry...on...on chciała żebym pokazał Wam ten film go on zginie-powiedział Niall i wstał z kanapy podchodząc do telewizora.
Nacisnął mały przycisk a na ekranie pojawiła się twarz Styles'a.
-Cieszcie się jeśli to oglądacie, bo to znaczy, że żyjecie
Nagle obraz stał się czarny, lecz po chwili rozbrzmiała melodia i niebiański głos Harry'ego. Pojawiały się nasze roześmiane twarze. Nagranie Julie i Louis'a gdy jeszcze żyła.

"Oto zegar wiszący na ścianie,
Oto historia nas wszystkich,
Oto pierwszy dźwięk noworodka
Zanim jeszcze zacznie raczkować."


Słysząc jego słowa zobaczyłam nowo narodzoną Phoebe. 

"Oto wojna, której nie sposób wygrać,
Oto żołnierz i jego broń,
Oto żona czekająca przy telefonie,
Modląca się za swojego męża."


Nagrania z treningów...wtedy uczyliśmy się tego wszystkiego...by wygrać wojnę, której nie sposób wygrać.

"Zdjęcia z tobą,
Zdjęcia ze mną,
Powieszone na twojej ścianie, by świat je zobaczył."


Moje oczy zaszły złami gdy zobaczyłam zdjęcie z Paryża, ścianę z naszego salonu, całą naszą drużynę.

"Jesteśmy bokserami na ringu,
Jesteśmy dzwonkami, które nigdy nie dzwonią.
Jest taki tytuł, którego nie możemy zdobyć,
Obojętnie, jak mocno byśmy nie walczyli."



"Zdjęcia z tobą,
Zdjęcia ze mną,
Przypominają nam wszystkim, kim mogliśmy być.
Kim mogliśmy być,
Mogliśmy być..."


-Ci którzy teraz tam z wami nie siedzą patrzą na was z góry i cieszą się, że żyjecie. Kocham was ludzie
Ekran znów zaszedł czernią. Nikt nie powiedział ani słowa. Słychać było tylko przyśpieszone oddechy i dźwięk płaczu. Nawet Phoebe, która tak przeżywała śmierć Harry'ego nie odezwała się ani słowem.
-Więc odeszli-odezwała się Erika
-Odeszli-powtórzyłam
Nie wiem co wtedy uczyła. Jeszcze nigdy takie uczucie nie wypełniało mojego serca, która pewnie już dawno pękło. To nagranie...to to robił przez ostatnie tygodnie. Wiedział, że umrze. Wiedział, że po wojnie już nas nie zobaczy. Chciał, żeby cząstka każdego nas była na tej płycie, tego kto zginął i tego kto nadal tutaj siedzi. Szedł tam ze świadomością, że nie wróci. To to widziałam w jego oczach gdy się zegnał...bezradność. Przecież generał nigdy nie zostawia swoich żołnierzy. On też tego nie zrobił. Poległ na polu bitwy, nie poddał się. Oddał życie za mnie i Phoebe. Nie zrezygnował, bo widział, że śmierć naszych bliskich nie może pójść na marne. Odszedł, ale jakaś jego część zawsze będzie w moim sercu, nigdy go nie zapomnę. Zostawił mi kogoś, kto będzie mnie chronił, zostawił mi Josh'a. Pewnie cały swój plan obmyślił wtedy gdy z rozwaloną głową trafiłam do szpitala. Obiecałam mu kiedyś, że gdy nadejdzie właśnie ten moment nie będę płakać, jednak to wszystko jest ponad moje siły. Nie żyje tak wiele osób bliskich mojemu sercu. Już nigdy ich nie zobaczę. Nie zobaczę jak śmieją. Nie poczuję bicia ich serca, Nie będę czuła, że żyją. Wiem jedno, nigdy nie zapomną ich twarzy, nie zapomnę Harry'ego stojącego boso na plaży obok księdza i czekającego aż zrobię jakiś ruch. Ten widok pozostanie w mojej głowie i sercu na zawsze. Wierzę, że kiedyś się spotkamy, powiemy sobie "witaj" i przytulimy się jak starzy przyjaciele. Teraz nie powiedzieliśmy sobie "żegnaj" lecz "do zobaczenia". To nie koniec naszej historii. W naszej opowieści nie ma napisu " koniec" tutaj jest "ciąg dalszy nastąpi"

~*~

Minęło dokładnie 11 lat od śmierci Harry'ego. Josh bardzo nam pomógł. Mieszka z nami, ale nie jesteśmy razem. Kocham go-to fakt, ale nie umiałabym być z nim i myśleć o Harry'm. On to rozumie.
Dziś idę z Phoebe na cmentarz. Moja córka już nie jest małą dziewczyną. Wyrosła na naprawdę piękną dziewczynę. Harry byłby dumny.
-Mamo, dlaczego tata zginął?
-Chciał nas chronić. Byłyśmy dla niego wszystkim.
-Kochasz go jeszcze?
-Phoebe ja całe życie będę go kochać-powiedziałam gdy doszłyśmy do jego nagrobka.
Zdjęcie, które tam było zawsze kazało mi myśleć jakby teraz wyglądał. czy nadal miałby loki, dołeczki w polikach, tę cudowną chrypę.
"Nic nas nie rozdzieli, nawet śmierć" przeczytałam napis na płycie. Na pewno chciałby by te słowa się tam znalazły. Odpaliłam znicz i postawiłam go obok pięknych róż, które kupiła Pheobe.
-Cześć tato-usłyszałam szept córki- dostałam się do wymarzonej szkoły, wiesz. Tak bardzo mi ciebie brakuje
-Jedenaście lat a ja nadal myślę o tobie gdy zasypiam. Co noc widzę twoją twarz, czuję twoją obecność. Jesteś tutaj, ja to wiem
-Kocham Cię-przez chwilę wydawało mi się, że te słowa należały do Harry'ego. Znów usłyszałam jego głos.

 Ta śmierć, przy­jacielu, dot­knęła mnie bar­dziej, niż wszys­tkie, które przeżyłam dotąd. Ta śmierć do­tyczyła mnie bar­dziej. To ciało, tak mi zna­jome, że nieled­wie zda­wało się być ka­wałkiem mo­jego ciała, ma przysypać te­raz ziemia. Je­go głębo­ko osadzo­ne oczy, je­go wiarę w życie, je­go miłość.



---------------------------------------------------------------------------------------------------
I to jest...epilog. Wiem, że nie spodziewaliście się go tak wcześnie, jednak ja dobrze wiedział, że teraz się pojawi. Nie macie nawet pojęcia jak ciężko było mi napisać słowo Epilog  i kliknąć Opublikuj. To koniec. Historia Zoe i Harry'ego właśnie się skończyła :c Szczerze, to nie wiem co mam tutaj napisać. Ostatnie słowa Harry'ego i Zoe, ostatnie spotkanie z Niepokonanymi i moje z Wami. Łzy leją mi się z oczu, bo nie wiereę w to co działo się przez ostatnie miesiące. On czymś takim nie śmiałam nawet marzyć. Jutro dodam film o którym kiedyś Wam mówiłam i słowa pożegnania...ostatni raz powiem Wam jak bardzo Was kocham

Kasia
xx

wtorek, 11 lutego 2014

KONKURS :)

Hej. Wiem, ze pewnie zaraz bedziecie pytac kiedy rozdzial, ale ja Wam juz odpowiadam....nie mam zielonego pojecie, mam komputer w naprawie a ten post pisze z tablecie...dlatego te bledy :/
Konkurs bedzie polegal na tym, ze w dowolny sposob bedziecie musieli przedstawic wybranego bohatera lub wydarzenie opowiadania. Wiem, ze pewnie kazdy z Was ma jakis talent....wykorzystajcie to. Zdajcie sie na twoja ambicje. Jesli chcecie dowiedziec sie czy cos co wymysliliscie jest ok po prostu napiszcie do mnie e-maila lub napiszcie na fb (www.facebook.com/kasia.styles.5) Prace wysylajcie do 20 lutego JNA MOJEGO E-MAILA. Jesli macie jakies pytania (szczgoly konkursu) to piszcie w komentarzach.
Kocham Was
Kasia

piątek, 7 lutego 2014

Koniec IJAS to nie nasz koniec

Specjalnie dla Was założyłam sobie konto na fb z którego będę mogła się z Wami kontaktować :-) Będę dodawała tam cytaty z IJAS, zdjęcia i trochę o mnie,  ale główie chciałabym pisać tam z Wami :-)  No więc tutaj macie link i zapraszajcie www.facebook.com/kasia.styles.5
Nie pytajcie kiedy koniec IJAS bo nie wiem...wiem tylko, że koniec It`s just a scar toi nie nasz koniec

czwartek, 6 lutego 2014

Rozdział 116



Harry spojrzał na mnie z pełnym niepokoju wzrokiem. Widziałam, że słowa Josh'a doprowadziły go do stanu w jakim od dawna go nie widziałam. W sumie, ja również nie wiedziałam co myśleć słysząc taki ton przyjaciela. Co zobaczyli? Czego byli świadkami? Co dzieję się tam, nad nami?
-Idziemy-Harry powiedział to z takim spokojem, że niemal uwierzyłam, iż go to nie ruszyło...prawda jednak była inna.
Zacisnęłam oczy chcąc pozbyć się wszelakich myśli, które nie uspakajały mojego serca. To miało być takie proste. Włamujemy się, włączamy alarm, zamykamy ich, odbijamy Phoebe i znikamy, ktoś chyba jednak wiedział, że złożymy im wizytę. Tym kimś był Chris. Poczułam jak Harry łapie mnie za rękę i prowadzi do windy.
-Gdy dam wam znak macie dokładnie 10 sekund by wejść i wyjść z pomieszczenia w którym jest wasza córka. 10 sekund-głos Jenn wydobywający się ze słuchawki odbił się echem w mojej głowie.
Gdy staliśmy w czwórkę w zamkniętym pudle wiozącym nas na pole bitwy zobaczyłam jak Sam chwyta rękę Brian'a i patrzy mu głęboko w oczy. Czyżby ona właśnie tak okazywała miłość, strach, złość? Dziewczyna, którą wtedy widziałam nie miała nic wspólnego z bezduszną morderczynią, za jaką w pewnym stopniu ją uważałam. Była niczym przestraszone zwierze otoczona ludźmi z którymi nigdy nie chciała się spotkać, zwierzę w miejscu z którego nie ma wyjścia. Szczerze, to doskonale wiedziałam co czuję, jednak mnie dopadło to dawno temu teraz już się nie boje, przynajmniej nie o siebie.
Durna muzyczka, która mimo wszystko wydobywała się z głośników w windzie przyprawiała mnie o wściekłość. Miałam ochotę zacząć płakać, krzyczeć, ale nie mogłam. Nie wtedy, nie tam. Musiałam być silna, każde z nas musiało. Gdybym choć na moment się poddała, zaczęła wątpić, wszystko by runęło. Nie mogłam sobie na coś takiego pozwolić.
-Josh gdzieś jesteście?-zapytał Harry
-16 piętro. Jen co z podsłuchem?
-Spodziewają się Harry'ego. Nie mają zielonego pojęcia, że Zoe żyję. Już ich zamknęłam, ale gdy się zorientują nie będzie już tak miło-"gdy się zorientują" powtarzałam w myślach
-Czemu oni nie wyszli gdy był alarm? Czemu zostali w biurach gdy tak naprawdę mogłoby się palić?-zapytałam
-Jennifer wysłała do nich wiadomość o próbnym alarmie. Stwierdzili, że to nie dotyczy ich...i zostali-wytłumaczyła mi Sam, która zdarzyła wrócić do swojego ciała
Nagle drzwi windy rozpostarły się. Wszyscy mieliśmy karabiny w gotowości. Mimo, że dziewczyna Niall'a panowała nad wszystkim musieliśmy mieć głowę na karku. W pewnym momencie gdy w mojej głowie szlajało się tylko pytanie "gdzie teraz" zza rogu wybiegli Josh i Lucas.
-Co jest?-zapytał Harry
-Phoebe-powiedział zdyszany Lucas-nie ma jej tam
-A Chris?-wydusiłam z siebie pełna niepokoju
-Jest na tym piętrze. Siedzi u siebie, ale wkrótce przecież będzie chciał wyjść-wytłumaczył Josh
-Gdzie może być Phoebe? Jenn namierzyłaś ją?-zapytała Sam do słuchawki
Wszystko co słyszałam to cicha. Może nie usłyszała pytania. Brian powtórzył słowa swojej ukochanej. Słyszałam oddech Jenn, wiedziałam, że nasz głos dobiegł do jej uszu.
-Jest naprzeciwko sali w której znajdują się...Chris, Dean, Zayn i Molly-szepnęła jakby każde słowo sprawiało jej ból
-Nie damy rady jej wyciągnąć-powiedział zrezygnowany Anderson
-Niby czemu?-widziałam, że Harry nie do końca wiedział o co mu chodzi...nie tylko on.
-Niby temu, że ściana biura Stoner'a jest szklana...zobaczą nas.
-Odciągniemy ich-powiedziała szybko Sam
-Co?-Brian spojrzał na nią jak na wariatkę
-Bri, musicie ją wyciągnąć. Nich James, Liam i Louis tu przyjdą. Simon i Matt są piętro wyżej,prawda? Oni, ja i Lucas narobimy hałasu, odciągniemy ich i wtedy wy zabierzecie Phoebe...i uciekniecie
-Przecież oni Was zabiją!-krzyknęłam cicho-musimy wymyślić coś innego
-Zoe nie ma czasu na nowy, lepszy plan-powiedział Luc
W mojej głowie kłębiły się myśli o których za wszelką cenę chciałam zapomnieć. Wyobrażenie sobie przyjaciół ściganych przez uzbrojonych po zęby członów GS, przyprawiało mnie o łzy. Oni już postanowili a ja miałam gówno do gadania. Nie interesowało ich to, jak wszystko może się skończyć. Mają gdzieś czy zginą, dla nich liczyło się teraz tylko życie naszej córki.
-Chłopaki wjedźcie na 16 piętro...szybko-rozkazał Hazz
-Harry może inaczej to rozegramy? Oni mogą zginąć
Czułam jak po moim policzki spływa pojedyncza łza. Harry podszedł do mnie i przytulił mnie całując w czoło. Sam widok broni zawieszonej na jego ramieniu łamał mi serce na miliony maleńkich kawałków. Zimna lufa była gotowa w każdym momencie wystrzelić z siebie kulę. Nagle usłyszałam charakterystyczny dźwięk nadjeżdżającej windy a chwilę później zobaczyłam Tomma, Payne'a, Johnson'a i Kevina.
-Kev nawinął się nam po drodze, więc przyszedł z nami-wytłumaczył Lou
-Ja, Zu, Brian, Josh i Kevin idziemy po Phoebe a wy...odciągnijcie ci-wytłumaczy Harry.
W jego głosie dostrzegłam niepokój tak wielki jak jeszcze nigdy wcześniej. Świadomość, że posyła przyjaciela na coś takiego pewnie niszczy go od środka. A więc czas się rozstać...na zawsze...Nie! Zoe nie mów tak! Spotkasz ich!
-Żegnaj-powiedział Liam podchodząc do mnie i przytulając mnie. Mimo tego co się dzieje na jego twarzy widniał uśmiech
-Nigdy nie mów "żegnaj", ponieważ "żegnaj" oznacza, że odchodzisz, a odejść oznacza zapomnieć. Do zobaczenia. Nie żegnaj, lecz do zobaczenia.
-Dzisiaj dołączę do Danielle-uśmiechnął się jeszcze bardziej-znów ją zobaczę
Pocałował mnie w policzek i odsunął się. "Dziś dołączę do Danielle"-kocha ją tak bardzo, że cieszy się z tego, że może zginąć...chce zobaczyć swoją ukochaną. Nie wiem nawet kiedy wpadłam w ramiona Tomlinsona. Czy on też chce spotkać się z Julie? Zawsze powtarzali, że najczęściej zapamiętuje się ludzi, którzy zginęli w walce i że Julie i Dan nie wybaczyłyby gdyby umarli inaczej i tak oto chcą odejść na polu bitwy...za miłość...za bliskich.
-Pozdrowię od ciebie Julie-szepnął
-Nie róbcie tego-powiedziałam łamiącym się głosem
-Dlaczego?
-One by tego nie chciały. Chciałyby żebyście umarli jako starcy w bujanym fotelu. Zróbcie to dla nich.
Louis spojrzał mi w oczy. Moje słowa były szczere i płynęły prosto z serca. Nie mogą umrzeć. Nie tutaj. Nie tak. Chłopak spojrzał na swojego przyjaciela, może zrozumiał sens wypowiedzianych przeze mnie słów. Pożegnałam się jeszcze z Sam, Lucas'em i James'em. Mimo tylu złych rzeczy jakie zrobił mi Johnson nie chciałam by coś mu się stało, jednak wiem, że kto jak kto, ale on nie wyjdzie z tego bez szwanku. Tamci nie wybaczą mu, że odszedł. Może nawet własny brat go zabije. W pewnym momencie już ich przy mnie nie było. Być może zobaczyłam ich ostatni raz w życiu. Może ich twarze zobaczę już tylko ułożone w drewnianych skrzyniach? A może za godzinę zobaczę ich roześmiane twarze, które cieszą się, że wygraliśmy wojnę? Nie wiem co nas czeka, nie wiem czy nam się uda...nie wiem nic.
-Zoe musimy iść-głos Harry'ego i jego ręka wprawiająca mnie w ruch momentalnie mnie obudziła. Rzuciłam się biegiem w ich kierunku. Przemierzaliśmy długi, niemal nieskończony korytarz kiedy nagle dobiegł mnie dźwięk głosu Jenn ktora informowała nas o otwarciu wszystkich drzwi i krzyk Sam, który miał zwabić GS w ich kierunku. Widziałam jaką walkę toczy w sobie Brian, ale nie poddał się, wepchnął nas do jakiejś sali w sekundę przed tym jak na korytarzu pojawił się Dean i Molly. Słyszałam ich głosy. Tak przeraźliwie blisko mnie. Niemal słyszałam ich oddech, ich bicie serca. Bałam się, że może już nas wyczuli. Węszą pod drzwiami jak psy a później wpadną tu by nas rozszarpać. Kiedy jednak Miller pokazał mi ekran telefonu na którym była mapa całego budynku i zaznaczone na niej osoby, moje obawy minęły, bo zobaczyłam, że dwa niesforne zwierzęta odeszły. Wyszliśmy z pomieszczenia i dalej szliśmy już jak najciszej się dało.
-Jak wy ich namierzacie?-zapytałam szeptem.
-E-maile, nie kasują ich a później idioci wszędzie chodzą z telefonami. Phoebe ma nadajnik w łańcuszku-wytłumaczył mi Hazz
-No właśnie nie wszyscy Styles!-na korytarzu rozległ się najbardziej przerażający krzyk jaki pamiętam.
Odwróciliśmy się jak na rozkaz i zobaczyliśmy Chris'a z pistoletem w ręce. Bez chwili zastanowienia zaczęliśmy uciekać. Broń w ręce tego sadysty, nie wróżyła nic pięknego. Dotarliśmy do rozwidlenia..."gdzie iść?" Myślałam.
-Kevin i Josh zabierzcie ją stąd-rozkazał Harry
-Nie, nie pójdę bez ciebie-ręce drżały mi jak opętane
Chris był coraz bliżej nas a ja za nic w świecie nie chciałam zostawić ukochanego.
-Wrócę....obiecuję. Przyprowadzę Pheobe. Zobaczymy się-rzucił po czym pocałował mnie w usta...ten ostatni raz i tyle go widziałam. Poczułam jak Josh ciągnie mnie za sobą a po chwili sama zaczęłam to robić. Biegliśmy na ślepo, to Brian-nie my-widział wszystkich w budynku. Nagle dobiegliśmy do wielkiej hali, nie było tam foteli, stołów, mebli. Jedyne co się tam znajdowało to jedni jedyne krzesło na środku, ale po co? Tak wielka sala i tylko jedno krzesło?! Z moich oczu mimowolnie poleciały łzy. Nie wiem gdzieś są teraz moi najbliżsi, nie wiem gdzie są ludzie łaknący mojej śmierci.
-Zoe, Zoe spokojnie, wszystko będzie dobrze-powiedział Josh przytulając mnie do siebie.
Czy on nie wie, że nic nie będzie dobrze? Próbowałam się uspokoić. Nagle zobaczyłam ją, szczęśliwą, biegnącą w moją stronę, niemal słyszałam jak krzyczy z radością, że mnie widzi. Jednak gdy usłyszałam krzyk bólu zmieniło się wszystko. Zobaczyłam jej odrapaną twarz, podkrążone i zapłakane oczy. W mojej głowie znów zabrzmiał krzyk słyszany przed sekundą. Chwila, ten krzyk należał przecież do....

------------------------------------------------------------------------------------------

Tak oto jest. Długi, długi i jeszcze raz długi :D Szczerze to strasznie mi się on podoba...nie wiem do końca czemu. Poprawiałam go chyba 3 razy, bo chciałam by był idealny. Wiem, że pewnie chcecie mnie zabić dlatego, że skończyłam w takim momencie no ale cóż... xD

Nie sądziłam, że dzisiaj go dodam, bo mam komputer w naprawie i dopiero teraz dorwałam się do laptopa kuzyna.NIECH KAŻDY Z WAS ZOSTAWI KOMENTARZ, JEŚLI JESZCZE JEST DO CZEGO.

Kocham Was
Kasia

niedziela, 2 lutego 2014

Rozdział 115


Siedziałam na tylnym siedzeniu oparta o ramię Harry'ego. Ani na moment nie puszczałam jego dłoni. Wydawało mi się, że jeśli to zrobię on po prostu zniknie. Właśnie jedziemy na spotkanie z GS. Przed wyjazdem pożegnałam się, że wszystkimi...to było tak cholernie trudne. Patrzeć im w oczy i nie widzieć czy się jeszcze zobaczymy. Najgorzej było mi powiedzieć "do zobaczenia" Louis'owi i Josh'owi, bo to ich znam najdłużej. Harry dzwonił już do Chris'a by powiedzieć mu, że jest w drodze. Nie wspomniał tylko,że jedzie z nim cały gang. Zapewnił go, że Moc się rozpadło, bo tak jest...ale nikt nie mówił o Niepokonanych.
Czułam bicie jego serca, każdy oddech na moim policzku. Czułabym się jak w domu, przy kominku gdyby nie to, gdzie i w jakim celu jedziemy. Dziś nie ma słowa "litość", nie będziemy ich oszczędzać. Zabijemy ich wszystkich...Chris'a, Dean'a, Molly, Z...Zayn...co z Zayn'em? Nie poruszaliśmy jego tematu. Co jeśli inni obrali sobie za cel zabicie właśnie jego?
-Harry? Co będzie z Zayn'em?-szepnęłam i spojrzałam na jego tępo wpatrujące się w drogę oczy.
Pewnie dlatego nikt nie pozwolił mu prowadzić...zabiłby nas niczym dojechalibyśmy do Londynu.
-Nie wiem Zoe-spojrzał na mnie. Ból...to widziałam.
-Przecież nie możemy pozwolić by go zabili
-Masz jakieś dowody, że jest niewinny? Nie wiemy nic
Rozumiałam go i nie zamierzałam się z nim kłócić. Za dużo było tego jak na ostatni czas. Przytuliłam się mocniej do niego ramienia a on gładził moje włosy. Nie mam wpływy na to co każde z nas zrobi. Wszyscy musimy myśleć trzeźwo, nie możemy myśleć o ten misji jak o okazji do zemsty. Zayn jest w niebezpieczeństwie jak my wszyscy. Nie pomogę mu nawet gdybym bardzo tego chciała. Nie pomogę nikomu, bo nie potrafię pomóc nawet sobie.
-Wszystko będzie dobrze-Harry szepnął mi do ucha
Będzie dobrze powtarzałam w myślach. Przecież musi być dobrze. Przeszliśmy tak wiele, przebrniemy też przez to. Nagle z głośnika zaczęła ulatywać melodia na której dźwięk mimowolnie się uśmiechnęłam.
-Pamiętasz?-zapytałam
-Twist n Shout...wypad do lunaparku-uśmiechnął się do mnie
Pamiętam ten dzień jakby to było wczoraj, siedzieliśmy na ławce w wesołym miasteczku i właśnie puścili The Beatles. Był to początek mojej "przyjaźni" z Harry'm i pierwsze wyjście razem. Pamiętam tę piosenkę, bo wtedy powiedział mi po raz pierwszy, że w moich oczach widzi to czego nie widział w oczach innych dziewczyn.
-Kocham cię-wyszeptał tak cicho bym usłyszała to tylko ja
Wyszeptałam, że ja również go kocham. Tak było, jest i będzie i nic ani nikt tego nie zmieni. Patrzyłam przed siebie nie mogąc nawet zmrużyć oczu. Louis siedzący z przodu co chwilę na mnie zerkał, pewnie by spojrzeć czy żyje. Jechaliśmy vanem Brian'a więc było nas tam ośmioro, ale nikt nic nie mówił. No oprócz mnie i Harry'ego którzy powtarzaliśmy sobie, że wszystko będzie dobrze.
-Brian wziąłeś zapasową broń, prawda?-zapytał Niall, który razem z Jenn siedzieli za nami.
-Nie, nie wziąłem...za kogo ty mnie masz Horan?
-Uspokójcie się-powiedział Josh-chciał tylko wiedzieć
-Młody nie takim tonem, ok?-syknął odrywając wzrok od jezdni
-Ale patrz gdzie jedziesz!-krzyknęli jednocześnie Harry i Liam.
Wszyscy są już tym zmęczeni i nie dziwie się temu jak się zachowują, ale powinni trochę przystopować i skupić się na akcji. To nie będzie jakaś bójka w opuszczonej remizie. To będzie wojna w środku miasta. A co jeśli...
-Harry co jeśli policja nas złapie? -zapytałam
-Nie zdążą-wyprzedził go Tommo
-Przez całe moje życie gliny mnie nie złapały...no oprócz tego jak zastrzeliłem William'a.
Na samą myśl tego potwornego dnia skręcało mnie w żołądku.

__________________________________________________________________________
Oczami Harry'ego
Widziałem jak ukradkiem na nią spogląda. Widziałem każde jego spojrzenie na nią. W normalnych okolicznościach moja pięść już dawno witałaby się z jego twarzą. Josh nadal ją kocha. Nie przestał. Ciekawi mnie czy ona też go kocha. W ciągu ostatnich dni w ogóle z nim nie rozmawiała, nie patrzyła nawet w jego kierunku. Gdyby coś do niego czuła siadłaby w środku by być bliżej niego, tymczasem siedziała przy szybie Może to dlatego, że chciała widzieć drogę każdej spływającej kropli deszczu. Może chciała być jak najdalej od reszty a może nie chciała by ktokolwiek widział pojedyncze łzy spływające po jej policzku. Jechaliśmy już dość długo a ona nawet mimo tego że ją namawiałem, nie usnęła. Zastanawia mnie jeszcze tylko jedno: czy zdążę jeszcze zobaczyć córkę? Wszyscy zrobią wszystko by ją chronić...no właśnie 'ją'. O ochranie Zoe nie było wzmianki, ale mam cichą nadzieję, że ci ludzie mają choć trochę rozumu i będą osłaniać siebie wzajemnie. Najbardziej obawiam się Simon'a. Wydaje się taki tajemniczy, ale Niall go zna a ja ufam swojemu kuzynowi.

~*~

Zoe spała trochę, ale gdy wjechaliśmy do Londynu byłem zmuszony ją obudzić. Serce waliło mi jak młotem gdy uświadomiłem sobie co się dzieje. Brain skierował się pod tą pieprzoną, korporacyjną norę w której się ukrywali. Chris był szefem tego wszystkiego. Ludzie z zewnątrz mieli ich za świetna firmę od telefonów, laptopów i innych gadżetów. Ja i reszta Mo...Niepokonanych znaliśmy prawdę. Ludzie pracujący tam byli osobami z długami, którym Chris niegdyś pomógł a teraz oni będą to spłacać do końca życia. Dziewczyny z recepcji to tanie dziwki potrzebujące kasy. Każda z nich spała z tymi frajerami. Ich sprzęty miały w sobie lokalizatory i czytniki dzięki którym mogli włamać się na konta bankowe i pobrać wszystkie pieniądze. Dzięki genialnym zabezpieczeniom nikt ich nie namierzył. Jedynym słabym punktem były kamery i sieć zabezpieczeń chroniących budynek. Nawet dziecko dałoby radę się włamać, tylko co dalej? Trzeba trochę pomieszać i to zostawimy Jenn.
-Jesteście gotowi?-usłyszałem głos Kevina w słuchawce, którą miał każdy z nas.
-Gotowi-powiedziałem ze spokojem-niech Lily już idzie-nie mieliśmy zamiaru czekać
Do Chrisa zadzwoniłem dwie godziny po naszym wyjeździe z domu więc mamy równe dwie godziny przewagi. Nagle zobaczyłem wychodzącą z czarnego BMW blondynkę. Pojechała nim razem z Matt'em...musiała w końcu wyglądać jak szycha.
-Zachowuj się naturalnie-powiedziałem wyraźnie by mnie usłyszała.
Poprawiła róg sukienki i weszła do budynku. Spojrzałem na Jennifer, która już mieszała w zabezpieczeniach.
-Jadę na górę. Uważajcie, jest pełno ochrony i kamer. Zasłaniajcie twarze.
-Weszłam-krzyknęła Jenn dając nam do zrozumienia, że to co miała zrobić jest zrobione teraz tylko czekać na odpowiedni moment
-James i Annabeth na miejsca-poinformował Louis również wychodząc z samochodu wraz z Liam'em. Oni muszą szczególnie uważać. Czajenie się tak blisko budynku gdy kamery nadal są włączone jest naprawdę niebezpieczne

_____________________________________________________________________________
Oczami Zoe
-Simon i Matt do środka-odezwał się Harry a ja patrzyłam jak ze srebrnego Vana wychodzi Simon a z BMW Matt.
Obaj ubrani byli w uniformy ochroniarzy, mieli podrobione legitymacje, więc bez problemu weszli do środka.
-Czysto-powiedział Sim-Josh i Lucas chodźcie. 
Oni mieli za to na sobie garnitury by nie wzbudzić podejrzeń. Zaraz za nimi z aut wyskoczyli Lena i Brian. Dziewczyna odnalazła samochód, którym wozi się Chris. Jak gdyby nigdy nic podeszła do niego i po chwili rozmowy z szoferem wyszła do środka. Przez słuchawkę słyszałam jak mu grozi a już sekundę później mężczyzna około 30 wyszedł z wozu. Nie miał nawet szansy krzyczeć. Brian przejął go dociskając mu lufę do brzucha.
-Peter, Niall idziecie-krzyknął Harry i wszyscy, którzy znajdowali się w naszym aucie nałożyli na twarze kominiarki, dla pewności, że facet od auta nas nie rozpozna.
Długo czekaliśmy na jakikolwiek znak życia. Zaczynałam się bać, że coś poszło nie tak, jednak po godzinie odezwał się głos Lily
-Pluskwa podłożona. Wracam
-Kamery wyłączone-rzucił zaraz po niej Simon
-Sam idziemy. Sarah zostajesz na straży-powiedział grobowym tonem Miller i odpalił samochód. Po chwili do busa wskoczyła Sam i odjechaliśmy kierując się na podziemny parking, gdzie mieliśmy czekać na kolejny rozkaz. Tylko co z Josh'em i Lucas'em? Czemu się nie odzywają? To oni mieli włamać się po pomieszczenia w którym była Phoebe
-Nie możemy dłużej czekać-szepnęła ciemnoskóra
-Jeszcze trochę -błagałam
-Nie ma czasu-powiedział Harry-Jenn zamknij ich i włącz alarm. Wykurzymy niepotrzebne osoby z budynku.
Byłam przeraża. W mojej głowie kłębiły się potworne myśli. Miałam wrażenie, że Jenn zaraz powie, że Josh i Lucas są tam gdzie nie powinni, albo Chris już coś im zrobił.
-Harry gotowe, ale...
-Ale co?!-krzyknął Harry
-Phoebe nie ma w sali 438
-Co?!
Spojrzał na mnie z przerażeniem w oczach. Moje przeczucie mnie nie myliły. Phoebe nie ma tam gdzie powinna się znajdować
-Harry chodźcie tu-odezwał się zrezygnowany głos Josh'a.



----------------------------------------------------------------------------------------

Przez ten rozdział ledwo patrzę na oczy. Pisałam go w nocy i byłam tak strasznie zmęczona, ale pomyślałam, że muszę go skończyć...a dzisiaj ledwo żyję. Pod ostatnim rozdziałem myślałam, że będzie więcej komentarzy no ale tyle przecież też jest dużo :)

Chyba nadszedł ten dzień w którym muszę podać Wam mojego nowego bloga... <Link do Oblivion> Oblivion czyli Zapomnienie...mam tylko nadzieję, że nie zapomnicie o IJAS :D

Dobra wy tu czytajcie i komentujcie a ja idę nadrabiać angielski :/ (chyba się załamię)
Do ilu komentarzy dobijecie?
 

piątek, 31 stycznia 2014

Rozdział 114


Mogłaby mówić dalej czego jeszcze żałuję, ale nie mogłam. Poczułam jakby coś ściskało moje gardło...nie mogłam wydusić z siebie słowa. Nagle zobaczyłam, że Harry idzie w moim kierunku, przytuliłam się do niego i czułam jakbym trzymała w rękach cały swój świat...świat, którego nie mogę stracić.
-Kocham cię, Harry. Na prawdę cię kocham-szepnęłam
-Jaki mamy plan?-zapytał nieoczekiwanie Matt
-Chris ma swoją firmę...wszyscy z GS tam pracują. Nigdzie nie rusza się bez szofera. Ktoś z nas, kogo nie zna zaatakuje jego kierowce i gdyby Stoner chciał uciec...upadnie jeszcze głębiej-powiedział Brian
-Ja to zrobię-odezwała się Lena
-Nie!-byłam pewna, że Kevin się na to nie zgodzi i miałam racje...nie zgodził się
-Kev daj spokój
-To jest zbyt niebezpieczne
-Ja to zrobię-powtórzyła nie przejmując się Kevinem
Zastanawiało mnie co się stanie gdy coś pójdzie nie tak jak powinno. Co jeśli Lena nie da rady wykonać zadania, albo Chris nigdzie nie będzie chciał się ruszyć? Co jeśli on skądś ją zna?
-Lily poudajesz jakaś szychę, pójdziesz na spotkanie z Chris'em i podłożach podsłuch-kontynuował Miller
Widziałam strach w oczach dziewczyny, ale ta od razu się zgodziła, nie pokazując jak bardzo się boi. Chciałabym być taka jak oni wszyscy. Nie wiedzieć co to strach, nigdy się nie bać i przed niczym się nie cofać.
-Simon i Matt będą robili za ochroniarzy. Odłączycie kamery w całym budynku-powiedział Louis kierując wzrok na chłopaków niedaleko mnie.
Spojrzałam na ich twarze. Zero złości, strachu, zaskoczenia. Zupełnie jakby od dawna wiedzieli jaką będą pełnić rolę.
-Lucas i Josh wy obezwładnicie gości przy drzwiach numer 438. W 99 procentach tam znajduje się Phoebe
-Skąd to wiesz?-zapytałam
-Technologia brnie do przodu-Brian uśmiechnął się do mnie, ale ja nie byłam taka rada.
Tego co miałam wtedy w sercu nie opisze żadne słowo, które znam. Czułam się totalnie pusta w środku, zupełnie jak czarna dziura, studnia bez dna. Idziemy na wojnę...idziemy na wojnę.
-Co z resztą?-zapytałam Annabeth
-Otoczymy cały budynek. Harry, Zoe, ja i Sam będziemy w podziemnym parkingu. Liam, Louis, James i ty będziecie kręcić się niedaleko biurowca. Jennifer ty zajmiesz się komputerami. Musisz wkraść się do nich, włączyć alarm i zatrzasnąć drzwi we wszystkich pomieszczeniach w których są członkowie GS, rozumiesz? Zostaniesz w samochodzie i stamtąd podłączysz się do ich zabezpieczeń.
Dziewczyna pokiwała głową. Ona ma najważniejsze zadanie. Jeśli o czymś zapomni, nie zamknie jakiś drzwi, cały plan szlak trafi. Jen jest bardzo mądra, więc nie mamy powodu by się bardzo martwić.
-Informujcie jeśli wykonacie zadanie-powiedział Harry-Niall i Peter...będziecie osłaniać nas z góry.
Kiedy oni to wszystko wymyślili? Plan był tak dopracowany, że jestem pewna, że nic nie zawiedzie. Wszystko dopięte na ostatni guzik, jednak jeśli któreś z nas zawiedzie, wszystko runie jak niestabilny domek z kart...i właśnie tego się bałam.


~*~

-Musisz z nią o tym porozmawiać-usłyszałam głos Niall'a który rozmawiał z Harry'm gdy wchodziłam do kuchni-Możesz już nie mieć okazji.
Na te słowa stanęłam jak wryta. Obaj spojrzeli na mnie. W oczach Harry'ego widziałam ból a w Niall'a-troskę.
-Z kim musisz porozmawiać?-zapytała
-Z tobą-szepnął jakby bał się, że ktoś niewłaściwy to usłyszy.-Za chwilę musimy jechać-wytłumaczyłam
-Zoe to bardzo ważne
Skinęłam głową na znak, że rozumiem jego słowa. Podszedł do mnie, chwycił mnie za rękę i po schodach weszliśmy do sypialni. Nie widziałam o czym chce ze mną rozmawiać. Może o tym co ja do niego czuje. Może nie chce bym jechała...nie wiem. Zobaczyłam jak podchodzi do mnie i przytula mnie tak jak nie robił tego już bardzo dawno. Podniósł mnie lekko a ja owinęłam nogi wokół jego tali. Usiadł na fotelu i przez chwilę milczał patrząc mi w oczy. Widziałam jak dwa wiecznie zielone i roześmiane kamyczki stają się lśniące od łez. Lubiłam z nim tak siedzieć, zawsze mógł mnie wtedy pocałować czy objąć, ale nienawidziłam patrzeć jak cierpi.
-Zoe kocham cię-szepnął-i pamiętaj, że nie ważne co się stanie w Londynie, zawsze będę cię kochał...zawsze. Nieważne jak potoczy się akcja ja ZAWSZE będę przy tobie.
Oparł głowę o moje ramię, nie będąc w stanie mówić dalej. Czułam jak pęka mi serce gdy jego łzy spłynęły na mój dekolt. Wypuścił głośno powietrze i znów zbił we mnie swój wzrok. Pociągnął nosem, otarł ręką twarz i mówił dalej
-Nie możesz zwątpić, że nie ma mnie obok ciebie. Czujesz?-zapytał kładąc moją rękę na jego klatkę.
-Twoje serce-szepnęłam ze łzami w oczach
-Tak Zoe, moje serce, bijące tylko dla ciebie i Phoebe. Kiedyś było jak głaz, twarda skała odporna na uczucia, ale gdy cię poznałem to wszystko się zmieniło. Moje serce zaczęło bić, bo w końcu miało dla kogo. Nigdy nie kochałem nikogo równie mocno jak ciebie i już nigdy nikogo tak nie pokocham.
-Harry czy ty się ze mną żegnasz?-powiedziałam ledwie słyszalnym głosem
Patrzył na mnie a ja znałam odpowiedzi. Gdy wszystko do mnie dotarło przytuliłam go i zalałam się łzami, on też płakał.
-Kochanie nie płacz-szepnął
-Jak mam nie płakać? Nie wiem czy po jutrzejszym dniu będę mogła jeszcze pocałować twoje usta. Zobaczyć blask twoich oczu. Poczuć zapach perfum na twoim ciele.
-Ale teraz tutaj jestem. Nasz plan jest dobry. Musimy wierzyć, że się uda-wydusił z siebie lekki uśmiech, ale wiedziałam,  że nie jest szczery
-Kocham cię, Harry. Tak potwornie cię kocham.







------------------------------------------------------------------------------------------------------------
No i jest...114 rozdział. Podoba się Wam? Dacie radę dobić do 80 komentarzy? Może przy epilogu będzie z 90 (jedno z moich marzeń dotyczących bloga). Przeczytałam wczoraj komentarz Margaret S. i...dziewczyno doprowadziłaś mnie do łez, ale tych pozytywnych. Uświadomiłam sobie, że to co wypełniało moje życie od maja, niedługo się skończy :C Mam jeszcze Oblivion, ale mam inne uczucia gdy o nim myślę. Do IJAS strasznie się przywiązałam i nie mogę uwierzyć, że wkrótce nie będę już tutaj wchodzić z zamiarem napisania czegoś nowego, chociaż bardzo chciałabym zmienić bieg tego wszystkiego i pisać dalej, ale wiem, że się nie da...Jutro minie dokładnie 9 miesięcy od opublikowania mojego pierwszego rozdziału tutaj :') 

wtorek, 28 stycznia 2014

Rozdział 113

I co ja mam o tym wszystkim myśleć? Nie pozwolę im jechać! Już i tak bardzo mi pomogli. Lepiej, żebym to ja, jedna, zginęła, niż oni wszyscy. Wstałam i bez słowa wyszłam z salonu. Nie myślałam wtedy o tym by cokolwiek im wytłumaczyć, by przemówić im do rozsądku...nie chciałam. Pobiegłam na górę i nie wytrzymałam. Nie doszłam nawet do sypialni, upadłam na podłogę i wybuchłam niepohamowanym płaczem. Nigdy tak bardo nie cierpiałam. Nie chce by coś im się stało. Oparłam się plecami o zimną ścianę a paznokciami chciałam niemal wyryć na niej napis "Zabij cię, draniu". Co się ze mną dzieje? Oszalałam, to pewne. Nie ma już dawnej mnie. Nie wiem gdzie teraz jest. Może jest przy Julie, może wróciła do domu a może została w Miami...nie wiem. Wiem tylko jedno: tu jej nie ma. Zamknęłam oczy i wsłuchiwałam się w tą błogą ciszę. Chris zabrał mi wszystko...męża, córkę, życie. Nagle poczułam jak ktoś siada obok mnie, poczułam to ciepło bijące od jego ciała, nie musiałam otwierać oczu, wiedziałam, że to on.
-Chcę skończyć to wszystko-szepnęłam ledwie słyszalnym, nawet dla siebie, głosem.
Harry nie powiedział ani słowa. Objął mnie ramieniem i złożył jeden jedyny pocałunek na moim policzku. Wyczułam końcówki jego kręconych włosów, zapach jego perfum. Było tak jak kilka lat temu z jedną różnicą: oboje nie byliśmy tacy jak wtedy.
-Kochasz mnie?-zapytał a ja otworzyłam oczy
Wiem, że go kocham a bynajmniej tak mi się wydaje. Właściwie to już nie wiem co czuję. Wszechogarniająca mnie samotność...to na pewno. Ale co czuję do niego? Kocham go nad życie, tylko co z tego, skoro moje życie traci sens? Czy to co mówiłam na plaży w Callela było prawdą? Czy będę z nim na dobre i na złe? Czy będę go kochać aż śmierć nas nie rozłączy? Przecież kiedyś przysięgałam mu, że nawet śmierć nie zniszczy naszej miłości! To za wiele jak dla mnie. Schowałam twarz w ręce i znów zaczęłam płakać.
-Nie płacz-szepnął błagalnym tonem
-Harry jak mam nie płakać? Moje życie to jedna wielka kupa gruzu. Nie mam już nic a teraz wy chcecie iść na bój i zginąć. Tak wiele już straciłam...nie chcę ponownie stracić ciebie
-Nie stracisz
-Nie obiecuj rzeczy na które nie masz wpływu
-Popatrz na mnie-szepnął
Powoli skierowałam wzrok w jego oczy, które zamieniły się w dwa szklany kamyczki.
-Zawsze będę z tobą...tutaj-powiedział kładąc mi rękę na sercu-nie ważne co się stanie. Będę przy tobie..na zawsze.
-Ty mnie kochasz, prawda?
-Tak i wiem, że ty mnie nie.
-Harry, ale...
-Spokojnie. Ja chciałbym tylko wiedzieć czy te "Kocham Cię" które kiedyś mi mówiłaś były szczere?
Pokiwałam głową, bo nie byłam w stanie wydusić z siebie tego głupiego "tak". Wszystko to było szczere...zawsze. Czemu teraz....czemu teraz nie umiem tego powtórzyć? Czemu nie wiem co siedzi w moim sercu? Czemu? Do jasnej cholery, czemu?!!  Wiem, że ludzi się zmieniają, ale nigdy nie sądziłam, że to dopadnie mnie...i to w tak drastyczny sposób.
-Powiedz mi jeszcze tylko, czy kiedykolwiek mnie jeszcze pokochasz? Co teraz do mnie czujesz?
To było jak ostrze w sam środek serca.
-Harry ja...ja cię kocham-powiedziałam drżącym głosem, pełnym bólu i smutku
Brzmiało to niemal jak błaganie by mi uwierzył. Uśmiechnął się lekko do mnie w\i pocałował mnie w nos. Nie wierzy. Czułam drżenia mojej dolnej wargi, czułam jakbym zapomniała o wszystkim co było kiedyś. O wszystkich uczuciach, ludziach i zdarzeniach. Liczył się tylko ten moment.
-Mam nadzieję, że kiedyś w to uwierzysz-szepnęłam i wstałam z podłogi.
Nie oglądając się za siebie poszłam do łazienki. Z szafki za luster wyciągnęłam pudełko z niestarannym napisem "Na doła", to o wiele lepsze niż żyletki. Wysypałam na rękę dwie, może trzy tabletki i połknęłam je popijając wodą. Od razu zrobiło mi się lepiej. Nie wiem jak bym funkcjonowała bez tego. Wyszłam z pomieszczania a pod drzwiami zobaczyłam Lucas'a.
-Rozmawiałem z Harry'm
Szczerze? Nie mam o nim zdania. Nigdy nie rozmawiałam z nim na osobności.
-Zoe on jeśli silny, ale nie zniesie braku miłości od ciebie. Nie możesz przejmować się walką. Zajmij się nim.
-"Nie możesz przejmować się walką"?! Wiesz kogo oni porwali? Moją córkę! Nie masz prawa wypowiadać się na ten temat, bo gówno wiesz!-krzyknęłam tak głośno na ile pozwalały mi płuca.
-Gówno wiesz, powiadasz? Tamci dranie zabili wszystkich na których mi zależało...wszystkich. Żonę, dziecko, przyjaciela, brata, rodziców. Więc nie mów, że gówno wiem, bo nie tylko ty tu cierpiałaś! Nie rób z siebie takiej ofiary losu, bo ty masz masz Harry'ego...masz nas a my kogo mamy? Wymień choć jedną osobę z tego domu, oprócz Harry'ego, Niall'a i Jeniffer którzy mają do czego a raczej kogo wracać. Wszyscy kogoś straciliśmy i to ty nie masz prawa mówić co mamy robić.  Pojedziemy tam czy ci się to podoba czy nie.
W jego oczach dostrzegłam łzy i wściekłość. Widziałam jak jego szczęka się zaciska. Z pewnością nie skończył tego co miał do powiedzenia, ale nie chciał mówić dalej. Po raz pierwszy dostałam od kogoś tak potwornego kopa. Tylko on odważył się powiedzieć mi co go wkurwia.
-Masz rację...nie mam prawa.
Spuściłam głowę i odeszłam. Słowa Lucas'a dały mi do myślenia. Powolny krokiem zeszłam na dół. Wszyscy nadal tam byli. Stanęłam i patrzyłam na ich twarze...twarze pozbawiona jakiegokolwiek szczęścia. "Wymień choć jedną osobę z tego domu, oprócz Harry'ego, Niall'a i Jeniffer którzy mają do czego a raczej kogo wracać" Zoe wymień choć jedną osobę. Głowa pękała mi od nadmiaru myli. Nie wrócimy już w takim składzie. Po raz ostatni widzimy się wszyscy razem.
-Przepraszam-powiedziałam i wszystkie pary oczy od razu pokierowały się na mnie-Przepraszam was, że byłam taką zimną suką. Przepraszam, że sama nie wiem co czuje-spojrzałam na Harry'ego-Przepraszam, za to co powiedziała. Przepraszam za wszystko.
Z moich oczu polały się łzy. Nikt się nie odezwał. Otwarłam mokre policzki i mówiłam dalej
-Nie chce żebyście mieli mnie za kogoś kto uważa sobie za najważniejszą osobę, bo tak nie jest. Nie chciałam byście jechali nie dlatego, że uważam, że jest to moja wojna tylko dlatego, że się o was cholernie boję. Jesteście moją rodziną...nie chcę was stracić. Przepraszam, tam bardzo was przepraszam.





--------------------------------------------------------------------------------------------------------
Przyznam, że sama płakałam pisząc ten rozdział. Jestem chora i siedzę w domu już drugi tydzień i oglądam te wszystkie dramaty a potem powstaje to...ale myślę, że fajnie wyszło. Zaskoczyliście mnie ostatnio komentarzami <3333    71 komentarzy...dziękuję.

Niech każdy kto przeczyta ten rozdział zostawi komentarz...nawet te najgorsze lenie (wasz też kocham)
Postarajcie się....tak na koniec


czwartek, 23 stycznia 2014

Rozdział 112


Byłam wściekła i zrozpaczona jednocześnie. Chris posunął się za daleko. Dręczyło mnie tylko jedno pytanie: Dlaczego Harry się tak zachował? Pobiegłam do sypialni, z szuflady wyciągnęłam broń i wsadziłam ją za pasek spodni. Nagle usłyszałam Harry'ego wchodzącego do pokoju
-Co ty robisz? -zapytał
-Porwanie Phoebe to szczyt wszystkiego. Nie wybaczę mu, zabije go!-wrzasnęłam i popłakałam się upadając na kolana.
Ukochany podszedł do mnie i przytulił mnie. Czemu jego zachowanie się tak zmienia? Przed chwilą był w stanie zabić a teraz zamienił się w opiekuńczego męża.
-Nie dam mu jej skrzywdzić-powiedział całując mnie w czoło
-Zadzwoń do reszty. To jest wojna-powiedziałam
Harry chwycił za telefon i wystukał numer do Liam'a. Powiedział o wszystkim co się stało i by zadzwonił do reszty. Mają tu jak najszybciej przyjechać. Zeszliśmy do salonu gdzie siedzieli wszyscy domownicy.
-Co robimy?-zapytał Josh

-Jeszcze dzisiaj przyjadą pozostali-powiedziałam
-Musimy dowiedzieć się jak nas znaleźli, musimy dowiedzieć się czy wiedzą, że Zu żyje a co najważniejsze, gdzie są-zaczął Harry
-A więc jest tak jak myślałam...wojna właśnie się zaczęła-powiedziała Lena.
Jest odważna, ale nawet ona teraz się boi. Wszyscy się boimy. Co mamy teraz robić? Nie możemy sami jechać, nie możemy jednak bezczynnie czekać. Nagle odezwał się telefon Harry'ego. Byłam pewna, że to Louis bądź Niall, niestety był to ten skurwysyn.
-Gdzie jest Phoebe?!-krzyknął Harry-Gdzie jest kurwa moja córka?!... Nie waż się jej tknąć! Nie! Phoebe!-krzyczał 
Ręce zaczęły mi się trząść, nie wiedziałam co Stoner powiedział Harry'emu. Zakryłam uszy i wybuchłam płaczem. Poczułam jak Josh przytula mnie do siebie. Co jeśli zabiją moją córkę? Co jeśli zabiją ją i mojego męża? Wtedy moja życie legnie w gruzach a ja będę umierać z dnia na dzień. Mogliśmy wyjechać gdzieś daleko, przecież by nas nie znaleźli.
-Zoe?-usłyszałam głos Harry'ego.
Spojrzałam na niego. Miał czerwone i mokre od łez oczy-jadą z Phoebe do Londynu. Mamy dwa dni żeby tam przyjechać inaczej ją...
Nie chciałam tego słyszeć. Wstałam i rzuciłam się w ramiona Harry'ego i zaczęłam płakać jeszcze bardziej, on również. Lena była załamana, Kevin nie mógł jej uspokoić a Josh? Josh nie wierzy w to co się dzieje. Nie okazywał uczyć. Po prostu nie wierzył.
-Nie damy im jej-szepnął Harry-będziemy walczyć do ostatniej kropli krwi...dla niej.
-Dlaczego tak wybuchłeś?
-Ta melodia leciała w radiu gdy wszedłem do pokoju gdzie leżeli moi zabici rodzice.
Teraz muszę mu wybaczyć. Przeszłość jeszcze nie została wymazana z jego głowy. Pamięta nawet melodie, którą słyszał kilkanaście lat temu. Wplatałam dłonie w jego włosy. Nie wiem co wtedy czułam. Nie da się opisać uczucia, które towarzyszy porwaniu córki. Wściekłości, rozpacz...nie, to nawet nie to.

~*~

Siedzieliśmy w salonie już od 8 godzin. Byliśmy zmęczeni, ale żadne z nas nie mogło zasnąć. Mieliśmy podkrążone oczy i cały czas baliśmy się o życie mojej córki. Nagle do domu wpadł Liam, Louis, James, Peter i Annabeth.
-Gdzie jest Phoebe?! Co się stało?!-zaczął Lou
-GS...byli tutaj...porwali ją-powiedziałam
-Kurwa. Kiedy będą pozostali?
-Są niedaleko.
Właśnie wtedy pod domem zobaczyliśmy całą resztę. Wszyscy weszli do domu, wiedzieli mniej więcej co się stało. Wytłumaczyliśmy im dokładnie co zrobił Chris i jego ludzie.
-James? Będziesz walczył przeciwko bratu?-zapytał Matt
-Czasem trzeba wybierać. Ja wybrałem Annabeth
-Co robimy?-odezwała się Lily
-Gdzie oni są?-usłyszałam głos Sarah'y
-Są w Londynie. Musimy utworzyć grupy. Na pewno nie siedzą razem w siedzibie. Zaatakujemy ich...Chris'a zostawimy na koniec-wytłumaczył Harry
-Jak oni mogli ją porwać?- nie mogła pojąć Erica
-Mszczą się. Chcieli dorwać Harry'ego i Zoe...Phoebe tylko im w tym pomoże. Zastanawia mnie tylko jedno: Jak oni was znaleźli? -powiedział Lucas
-Może namierzyli moją komórkę-wytłumaczył Hazz
Wszyscy zamilkli, w mojej głowie był mętlik. W co ja się wpakowałam? Mogłam żyć normalnie, skończyć studia, mieć dobrą pracę...a tymczasem nie mam żadnego wykształcenia, w wieku 18-stu lat wyszłam za mąż i zaszłam w ciążę a teraz wszyscy na których mi zależy mogą zginąć. Phoebe, Harry, Josh, Louis i reszta, narażają życie bym ja była bezpieczna. Nie chce tego. Nie chce mieć na sumieniu czyjegoś życia!
-Sama pojadę do Londynu-odezwałam się nagle
-Co?!-powiedzieli niemal jednocześnie Harry i Josh a pozostali wbili we mnie wzrok
-To o mnie im chodzi. To mnie chcą zabić. Nawet Harry tu w niczym nie zawinił, to ja uciekłam od Stoner'a. Zbyt wiele osób już zginęło...ja będę ostatnia. Nikt już nie umrze.
-Zoe oszalałaś-szepnął Hazz
-Być może a wiecie czemu? Bo to wszystko mnie zmieniło. Ciągły strach. Patrzenie na śmierć przyjaciół. Widziałam oczy Drake'a gdy Dean go postrzelił. Żałuję, że gdy William mnie zranił, nie umarłam. Wszyscy bylibyście bezpieczni.
-Dziewczyno nie możesz tak mówić. Pomyśl co byłoby z Harry'm gdybyś odeszła-Simon próbował przemówić mi do rozsądku
-Ale Drake, Danielle i Julie dziś by żyły!-krzyknęłam waląc ręką w stół
Nagle Peter wstał i podszedł do mnie, podciągnął rękaw bluzy i zobaczyłam wielką bliznę po oparzeniu
-Na to nie miałaś wpływu. Tak czy inaczej to by się stało. Moja narzeczona i tak zostałaby stracona. Gdybyś umarła ani mnie, ani James'owi nie otworzyłyby się oczy. Nadal zabijalibyśmy ludzi. Nigdy nie byłoby Niepokonanych. To ty wszczęłaś rewolucje. Tak musiało być, bez ciebie Niall nie oświadczyłby się Jennifer. Kevin nigdy nie poznałby Leny... a Josh? Nadal byłby na drugim końcu świata i nie wiedział nic o tobie i Julie. To. Ty. Jesteś. Bohaterką, nie my, nie oni, ale TY. Przezwyciężyłaś tak wiele i nadal nasz siłę walczyć.





------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Połowę tego napisał wczoraj gdy siedziałam w poczekalni u lekarza. Mam nadzieję, że się wam podoba...to już 112 rozdział :C dzisiaj skończyłam film na zakończenie bloga i już niedługo go zobaczycie...myślę, że będzie więcej niż 113 rozdziałów...może 115 nie wiem. 
Powyżej 40 komentarzy i napisze naxt'a. 
Wiem, że nie chce się Wam komentować, ale to już prawie koniec...chociaż teraz niech każdy z Was coś napisze...proszę. Dla Was to chwilka, bo ile może zająć napisanie komentarza? Nawet na telefonie? Możecie komentować z anonima i nie ma kodów obrazkowych, więc piszcie :) 
Jeśli macie jakiekolwiek pytania związane z blogiem lub bezpośrednio do mnie to tutaj macie ask'a <ASK>




wtorek, 21 stycznia 2014

Rozdział 111

*4 tygodnie później*

Wszystko idzie w jak najlepszym kierunku. Harry pozwolił mi trenować, pomiędzy Kevin'em a Leną zaczyna iskrzyć, Phoebe jak to dziecko, cieszy się życiem, a Josh i Brian? Brian oświadczył się Sam a Josh nie chodzi już tak przybity.
-Chcecie pizze? Kevin zamawia-zapytała Lena gdy ja, Harry, Anderson i moja córka, siedzieliśmy w salonie
-Tak!-krzyknęła Phoebe
Spojrzałam na Hazze trzymającego w dłoni ołówek i zeszyt.
-Co robisz?-zapytałam
-Piszę piosenkę
-Zaśpiewasz?-poprosiła dziewczynka
-Nie dzisiaj
-A kiedy?
-Gdy przyjdzie na to czas
Wstałam i usiadłam obok męża, lecz ten od razu zakrył tekst. Było mi przykro, czemu nie chce mi tego pokazać? Wyszłam z pomieszczenia i poszłam do pokoju w którym stał fortepian. Od tygodnia uczę Phoebe kilku piosenek, które jeszcze pamiętam. Tak właściwie nie ruszyłabym klawiszy gdyby nie ona. Harry już nie gra tych swoich melodii, ostatni raz widziałam go przy instrumencie na prawdę dawno. Ciekawe czemu już tego nie robi? Kiedyś kochał grać.
Usiadłam na stołku i wybijałam pojedyncze nuty. Nagle przypomniałam sobie dźwięk, którego nauczył mnie mój ojciec. Stara, wolna ballada, którą grali na ślubie moich rodziców. Kombinacja była naprawdę prosta, Phoebe na pewno się spodoba. W pewnym momencie gdy grałam Harry wpadł do pokoju. Był wściekły, tylko czemu?
-Co ty robisz?!-wrzasnął
-Gram
-Nie to!
-Niby czemu?-zapytałam i odwróciłam wzrok na klawisze.
-Przestań!
Jednak ja tego nie zrobiłam i ostro tego pożałowałam. Chłopak wspiął się na instrument i butami zaczął walić w białe i czarne prostokąty. Zieleń w jego oczach zamieniła się w czerń, tak głęboką i straszną, że po kręgosłupie przeszły mnie ciarki. Przerażona odsunęłam się pod ścianę i czekałam aż jego furia minie, ale to się nie stało. Doszczętnie zniszczył coś co odrywało mnie od smutku. Zsunęłam się na podłogę i zakryłam usta dłonią. Co z nim się stało? Czemu tak zareagował? W tym momencie czułam się jak kilka lat temu, gdy go poznałam, przerażający Harry, który miał zniknąć, znów powrócił. Znów tutaj jest. Chwiejnym lecz stanowczym krokiem podszedł do mnie. Widziałam krew sącząca się z jego łydki i pięści.
-Teraz już nie będziesz grała tej durnej piosenki.-syknął
Gdyby zachowanie Harry'ego tu nie wystarczało do pokoju wpadł Josh. Rozszerzył oczy gdy zobaczył to pobojowisko i mnie zalaną łzami. Bóg jedyny wie co teraz zaprząta jego głowę
-Co się tutaj kurwa stało?!-krzyknął
-Wyjdź -Harry był tak spokojny, że nic w jego zachowaniu nie wskazywało na to co zrobił przed chwilą
-Nie wyjdę dopóki nie dowiem się co się stało.
-Josh wyjdź, proszę-powiedziałam cicho
Nie posłuchał. Podszedł bliżej i jednoczenie odpalił tykającą bombę imieniem Harry. Loczek wstał i zacisnął pięści. Teraz dopiero będzie się działo. Zamachnął się i z impetem uderzył w twarz mojego przyjaciela a ten upadł na rozwalony fortepian. Krzyczałam by przestali, ale wtedy mój głos był jak szept podczas burzy. Zawołałam Brian'a, lecz nawet jemu nie udało się ich rozdzielić.
Wrzeszczałam tak głośno na ile tylko pozwalały mi płuca. To nie skończy się dobrze, jestem tego pewna. -Harry zabijesz go!-krzyczałam by przestał, lecz on nie zrobił tego nawet na chwile.
Josh nie dawał za wygraną. Bronił się jak tylko potrafił i również uderzał w Harry'ego.
-Harry!
-Wiesz czemu on się broni?!-odwrócił się do mnie i krzyknął
-Bo jest moim przyjacielem!
-Tak sobie wmawiaj!
Nagle do pokoju wpadła przerażona i zapłakana Lena. Nie wyglądała tak dlatego, że zobaczyła w jakim stanie są chłopaki. Jej wiecznie radosne oczy teraz są pełne bólu i strachu. Co się do jasnej cholery stało? Spojrzałam na Harry'ego, Josh'a i Brian'a oni też ni wiedzieli o co chodzi.
-Lena co jest? Czemu płaczesz?-zapytałam, ale nie dostałam odpowiedzi.
Dziewczyna wybuchła płaczem i wtedy zobaczyłam misia Phoebe, którego trzymała w ręce. W mojej głowie pojawiły się setki czarnych scenariuszy. Nie czekając ani chwili dłużej pobiegłam na dół do salonu. Kevin stał z rozwalonym łukiem brwiowym i rozciętą wargą, również płakał. Pokój gościnny wyglądał jakby przeszło przez niego tornado. Rozbita lampa leżała na ziemi, krzesła powywracane były po całym pomieszczeniu a na dywanie widniała wielka plama krwi, pewnie blondyna w lokach. Tylko gdzie jest moje córka?
-Gdzie jest Phoebe?-zapytałam
-Znaleźli nas
-Kto?
-Green S
Serce ma moment mi stanęło a potem zaczęło walić dziesięć razy szybciej
-Gdzie jest Phoebe?-powtórzyłam pytanie ze łzami w oczach
-Porwali ją
Jak mogli wmieszać w to dziecko?! Czym ona zawiniła?! Ona nawet o niczym nie wiedziała!
-Jak?
-Ktoś pukał do drzwi, myśleliśmy, że to gość od Pizzy więc poszłam otworzyć a na zewnątrz stał Dean, Chris i jakiś dwóch-tłumaczyła Lena
-Próbowałem ją chronić, ale zaczęli mnie okładać-mówił Kevin próbując powstrzymać łzy. Czuje się winny
-Nie dałeś rady ochronić dziecka?!-krzyknął Hazz
-Myślisz, że nie próbowałem?! Oddałbym dla niej życie, bo jest częścią rodziny, jest częścią Niepokonanych. Gdzie ty byłeś gdy to wszystko się działo co?!
-Jak moglibyśmy tego nie słyszeć?-zapytał Josh
-Bo jemu odwaliło i nie wiem czemu chciałeś cię zabić! -wskazałam na Harry'ego i stanęłam przed nim- To twoja wina! To przez ciebie porwali naszą córkę!-krzyczałam bijąc go w klatkę i odpychając od siebie



-----------------------------------------------------------------------------------------------------------
Rozdział krótki, ale nie dlatego, że nie miałam weny czy coś, po prostu jestem chora i nie czuje się najlepiej. Miałam go dodać rano, ale miałam gorączkę i mama kazała mi leżeć w łóżku. Z bólem serca stwierdzam, że to już końców...jesteśmy prawie na mecie. To już 111 rozdział...będzie ich chyba 113 + epilog :(: Ciężko będzie mi się w Wami pożegnać, ale wiadomo...wszystko kiedyś się kończy :/

Komentujcie