Dziś mijają już dwa tygodnie od postrzału. Zoe tylko raz otworzyła oczy. Cały czas byłem przy niej, Lou też. Lekarze mówią, że jej stan jest już ustabilizowany. Więc czemu nadal śpi? Nie mogłem już wytrzymać, musiałem dowiedzieć się kiedy, się obudzi... na dobre. Nie chciałem jednak zostawić jej samej.
-Lou, mógłbyś iść zapytać się kiedy się przebudzi?
-Jasne-zgodził się
Wyszedł. Patrzyłam na jej zamknięte oczy. Tak bardzo chciałem znów usłyszeć jej głos,, usłyszeć jak się śmieje. Nagle ujrzałem mały śmiech.
-Zoe?
-Cześć-powiedziała cicho
Podszedłem bliżej i pocałowałem ją. W końcu się obudziła.
-Tak bardzo tęskniłem. Czemu to zrobiłaś, wariatko?
-To dla ciebie-odpowiedziała robiąc mi miejsce obok siebie. Położyłam się, obejmując ją ramieniem.
-Gdybyś ty odeszła, ja umarłbym z tęsknoty za tobą-powiedziałem całując ją w czoło
W pewnym momencie do pokoju wszedł Louis z lekarzem. Patrzyli na nas z uśmiechem a po chwili wyszli, zostawiając nas samych.
-Nigdy więcej tego nie rób, rozumiesz?
-Ile strzałów dostałam?
-Jeden-o co jej chodzi?
-W kogo był wymierzony drugi strzał?
-W Chrisa, to on Cię postrzelił
-Kto to zrobił?
-Ja-powiedziałem
-H...-nie dałem jej dokończyć
-Tak, Zoe. To ja go zastrzeliłem. Zasłużył sobie, powinienem mu wjebać tę kulkę prosto w łeb. On nie żyje. Zrobiłem to by cię chronić. Mógł strzelić po raz kolejny i wtedy to ty byś zginęła.
Nie mówiła nic, zakryła tylko usta ręką i rozpłakała się...jak dziecko.
-Nie bój się, wszystko będzie dobrze.
-Nie, Harry. Nic nie będzie dobrze, zamkną cię i znów coś nas rozdzieli.
-Zoe, zaufaj mi. Wszystko się ułoży, rozumiesz? Nie zamkną mnie, gdy dowiedzą się co tak naprawdę się działo
-Naprawdę chcesz im powiedzieć o porwaniu, o wypadku, o kłamstwie Peter'a, o tym jak traktował mnie Chris? Naprawdę?
-Mam inne wyjście? Inaczej pójdę siedzieć.
-Harry-zaczęła płakać jeszcze bardziej. Jak ja tego cholernie nie lubiłem.
-Kocham cię, Zoe
-Ja ciebie też, Hazz
Do pomieszczenia wszedł lekarz i Lou.
-Jeśli wszystko będzie tak jak jest teraz, wyjdzie pani już za 5 dni
-Świetnie-za łzami zauważyłam radość
-Panie Style, policja chciałaby z panem rozmawiać.
Spojrzałem na przerażoną Zoe. Pocałowałem ją i wyszedłem. Miałem zamiar powiedzieć im wszystko. No korytarzu stało dwóch facetów w mundurach policyjnych.
-Pojedzie pan z nami na przesłuchanie-powiedział jeden z nich
-Proszę, mógłbym opowiedzieć wszystko tu? Nie chcę zostawiać narzeczonej w takim stanie samej. Błagam.
-No dobrze-powiedział drugi spoglądając na towarzysza. -Chodźmy tam-wskazał na pomieszczenie, w którym była stołówka.
-A wiec co wydarzyło się tamtego dnia?
-Dlaczego dopiero po tak długim czasie o to pytacie?
-Dostaliśmy informację, iż panna Brown się przebudziła,a więc jak?
-Zoe dostała pracę w banku, tego dnia była tam po raz pierwszy. Podczas przerwy zadzwoniła do mnie, potem zaczęła krzyczeć, że jest napad. Od razu wsiadłem do auta i pojechałem. Będąc na miejscu, widziałem ją schowaną za biurkiem, ten sukinsyn...przepraszam, Chris Stoner, James Evans i Peter Miller grozili, że jeśli nie wyjdzie to mnie zabiją. Ona płakała, cały czas rozmawialiśmy przez komórkę. Powiedziała, że teraz nadszedł czas, aby to ona chroniła mnie i pokazała się im. Chris strzelił w jej stronę...tylko on i James mieli broń, a przynajmniej tak mi się wydawało...a więc on strzelił a Zoe upadła. Rzuciłem telefon na ziemię i podbiegłam do James'a wyrywając mu pistolet z ręki i...-zawahałem się przez moment-i strzeliłem mu w klatkę. Zasłużył no to, on ił Zoe, znęcał się nad nią. Nożem wyrył na jej karku napis "Ona jest moja". Postrzelenie to najłagodniejsza kara.
-A tamci dwaj? Czemu to zrobili?
-James-on zlecił porwanie Zoe. Gdy byłem u kolegi, pomóc mu w sklepie, włamali się do naszego domu, zranili Zoe i porwali. Peter był moim przyjacielem. Gdy byliśmy u niego na imprezie, zarywał do niej. Wkurzyłem się, więc chciałem ją zabrać do domu. W aucie się pokłóciliśmy, ona wysiadła a ja pojechałem, wtedy miałem wypadek...uderzył we mnie inny samochód. Peter miał się nią zająć a powiedział jej, że nie żyję, okaleczyła się i trafiła do szpitala.
-Czyli to pan go zabił?
-Tak, ale ja tego nie chciałem.
-Musimy Musimy pana zabrać.
-Dajcie mi się przynajmniej z nią pożegnać-powiedziałem błagalnym głosem a z moich oczy wylało się kilka łez.
----------------------------------------------------------
A więc jest kolejny rozdział :) Pisałam go dzisiaj w szkole.
Tu jest mój e-mail : kasia695@onet.pl
a tu ask ask.fm/Directionerka147
KOMENTARZ=SZACUNEK DLA AUTORKI
KOMENTARZ=SZACUNEK DLA AUTORKI